środa, 26 marca 2014

One Shot cz.1 „Nemo in amore videt…”*

Kolejny dzień siedzę na parapecie i patrzę przez okno. Obserwuję gwiazdy i niebo. Codziennie czuję się co raz słabsza. Każdy zadawany cios boli co raz mocniej, chociaż już się do nich przyzwyczaiłam. Mam już dość swojego życia, odkąd babcia odeszła nie pozostał już nikt kto by mnie kochał. Kiedy tęsknie za tymi latami kiedy jeszcze się dla nich liczyłam, biorę do ręki moją starą Przytulankę. Nie duży w biało – brązowe łaty, bez ucha i części pluszu piesek. Czuję się przy nim bezpieczna i kochana pomimo całego otaczającego mnie świata. Kiedy wchodzę uśmiechnięta do szkoły wszyscy myślą, że moje życie jest idealne. Nie wiedzą jak się mylą.
***
- Violetto czym mogłabyś wreszcie zejść na śniadanie trochę szacunku dla starszych. Masz 17 lat a zachowujesz się jak głupia smarkula.
- Przepraszam tato, już schodzę. – odpowiedziałam.
Kiedy zeszłam na parter napadła na mnie moja macocha, Xenia i jej córeczka laleczka Laurie. Jak ja ich nienawidzę najchętniej bym im powyrywała te tlenione włoski i wywaliła obie za drzwi. Na szczęście nie zdążyły mi dużo na wciskać bo do domu wszedł chłoptaś panienki L.
- Hej kochanie! – wrzasnęła ty swoim piskliwym głosikiem.
- Cześć. – odpowiedział jej i delikatnie pocałował.
Te ich scenki czułości doprowadzają mnie do mdłości. Po prostu rzygam tęczą.
- A ta dziewczyna to kto? – spytał się brunet Laurie patrząc na mnie.
- To moja przyrodnia siostra. Zero stylu i jakiego kol wiek gustu. – bąknęła
Ja zamiast odpyskować się tej laluni co powinnam była zrobić odeszłam dumnie z gracją prezentując jak głęboko mam jej uwagi.
Kiedy tamci zachwycali się migdaleniem się naszej kochanej parki.
Ja szybko zjadłam śniadanie i zabierając swoje rzeczy wyszłam z domu. Miałam dość grupki zadufanych w sobie palantów. Teraz muszę zorganizować sobie czas bo jest sobota. Najlepiej by było gdybym uciekła z tego miasta i nigdy przenigdy nie wróciła. Nagle na kogoś wpadłam i poczułam jak moja bluzka robi się mokra.
- Przepraszam cię, nie chciałem. – powiedział chłopak na którego wpadłam.
Gdy już wstałam utonęłam w jego zielonych oczach.
- Nic się nie stało tylko jestem trochę mokra.
- Odprowadzę cię do domu tam się przebierzesz a potem kupie ci lody na przeprosiny.
- Ale ja tam nie chcę wracać wszędzie byle nie tam. – krzyknęłam mimo wolnie.
- Dobrze, dobrze to pójdziemy do mnie bo taka mokra chodzić nie możesz.
Kiedy mnie złapał za rękę i lekko pociągnął poszłam za nim. Wzbudzał we mnie zaufanie. Gdy już byliśmy u niego w domu byłam zmęczona.
- Zaraz ci znajdę jakąś bluzkę. Ostatnio moja siostra zostawiła mnóstwo ciuchów.
-Dzięki, naprawdę nie trzeba było.
Szatyn uśmiechnął się i światu ukazały się jego urocze dołeczki. Ja również się uśmiechnęłam. To był pierwszy szczery uśmiech od długich lat.
- Proszę. – powiedział podając mi bluzkę.
- Dzięki. – odpowiedziałam i poszłam się przebrać.
Resztę dnia spędziłam razem z uroczym szatynem o imieniu Leon. Kiedy zapadł zmrok był taki uprzejmy, że odprowadził mnie pod dom.
Jak przekroczyłam próg domu zaczęły się krzyki i obelgi ale dzięki wspaniałemu chłopakowi nie zwróciłam na nie uwagi i poszłam prosto do swojego pokoju.  
Kiedy rano wstałam byłam cała w skowronkach. Nic nie mogło mi zepsuć tego humoru, nawet moja przeklęta rodzinka. Jak już się ubrałam i zeszłam za parter spotkałam Laurie. Jak zwykle mówiła o tym, że krowa ma lepszy gust niż ja. Po wysłuchaniu wszystkiego tylko się szeroko uśmiechnęłam i powiedziałam jej, że ona też wygląda dziś ślicznie. Gdy usiadłam do stołu wszyscy patrzyli się na mnie jakbym była chora. A na każdą złośliwą uwagę odpowiadałam uśmiechem. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Violetto idź otwórz. – powiedział twardo i bez uczuć mój tato.
Nic nie odpowiadając wstałam od stołu i poszłam do drzwi. Gdy je otworzyłam zobaczyłam w nich Leona. Serce mi podeszło do gardła, jednak on nie mógł tego zauważyć bo już dawno nauczyłam się oddzielać ciało od moich odczuć , myśli i ogółem całego umysłu.
- Hej co tu taj robisz? – spytałam grzecznie.
- Chciałem się ciebie zapytać czy nie  poszłabyś ze mną i moimi przyjaciółmi dzisiaj do wesołego miasteczka?
- Pewnie tylko dokończę śniadanie i już z tobą idę. Wejdź już kończę.
Kiedy weszłam ponownie do jadalni z Leonem wszyscy zamarli. Ja żeby ukryć moje rozbawienie uśmiechnęłam się do nich wszystkich i każdego z osobna.
- A no tak moi drodzy to mój  przyjaciel  Leon.
Twarz Xenii zbielała, jak ujrzała Leona w całej jego krasie.
*Nikt nie widzi w miłości... 
_______________________________________________________________
Tak mnie naszło no i wiem naszło mnie na badziewie. Ale cóż poradzić mój brak talentu mnie powala. Piszcie jak wam się podobało. Czekam na komentarze. 
Całuski Carmen 

sobota, 1 marca 2014

Rozdział.......nie notka bez ładu i składu

Hejo, mam dla was kilka informacji.
1. Rozdziału nie ma i na razie nie będzie może dodam w przyszły weekend.
2. Dodałam zakładkę "zapytaj bohatera", zachęcam do pytania.
3. Czy jest ktoś chętny do prowadzenia ze mną tego bloga?
4. Nie przejmować się jak będzie jakieś nawiązanie do jakiejś książki, bo ja je kocham. Teraz czytam Dary Anioła.Więc może być z tego jakiś cytacik czy cóś.
UWAGA!UWAGA!(BO PISZE ŁAMAGA)
Mam dla was propozycje nie do odrzucenia. W każdym miesiącu zaczynając od kwietnia będę dodawać moje głupie dopiski do nie których zdjęć.Oferta ważna do odwołania. Chcę wiedzieć co o tym sądzicie, i czy się zgadzacie.
To chyba skończyłam moją paplaninę przelaną na papier(w tym przypadku na ekran).
MINI KONKURSIK!
Narysuj na kratce, w komputerze czy na czym kolwiek twoje wyobrażenie mnie i prześlij na mojego maila(ania.blogger@tlen.pl) lub gmaila(carmenia2000@gmail.com). Najciekawsze prace zostaną nagrodzone(nagrodę se wybieracie sami). W komisji ja i moje ego.
Życzcie mi weny.
Besos Carmenia