piątek, 20 lutego 2015

Zajrzyjcie. Polecam.

Hej, (tak, tak kiedyś tam rozdział będzie) chciałam wam dac link do pewnego bloga reszta jest chyba jasna :) . LINK
Obrazek od czapy musi być :) 

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 12 "Zboczeniec"


Leon 
Dzisiaj wcześniej skończyłem pracę, więc zadzwoniłem do Fede, żeby wpadał.Oczywiście 5 minut później włoch dobijał się do moich drzwi. Gdy tak siedzieliśmy do domu wpadła Chiara z jakimś chłopakiem , którego nawet nie znalem.
- Ej, młody człowieku kim ty jesteś? - krzyknąłem gdy moja córka ciągnęła biedaka na górę.
- Ee.. To znaczy... Jestem Alec kolega z klasy Chiary.
- Dobra idźcie. - powiedziałem.
Kiedy juz zniknęli z zasięgu wzroku włączyłem telewizor.
- Będę miał asystentkę. - powiedziałem by przerwać ciszę.
- Serio? A ładna chociaż?
- Nie wiem na oczy jej nie widziałem.
- Pff... to wielka mi asystentka jak nawet nie byłeś z nią na rozmowie. - powiedział i odrzucił głowę w bok.
- Mam od tego sekretarzy idioto! Nie muszę robić wszystkiego sam.
- Oj dobrze już się nie bulwersuj. Przyniosę piwo z lodówki na poprawę humoru.
- Nie ma musisz iść do sklepu. - powiedziałem zanim zdążył odejść dwa kroki od kanapy.
- Nie che mi się. - odpowiedział.
- Ej no weź się przeleć...
- Będzie trudno, ale spróbuje. - powiedział szczerząc zęby.
- Zboczeniec! - krzyknąłem.
I wtedy usłyszałem stłumione śmiechy. Od razu wiedziałem co się dzieje. Szybko wstałem z kanapy i prawie bezszelestnie ruszyłem w stronę drzwi pokoju mojej córki.
- Nie ładnie tak podsłuchiwać. - powiedziałem z hukiem otwierając drzwi.
- Eeee... tato to nie tak my chcieliśmy zejść się napić i przez przypadek, tak jakoś się nam no...podsłuchało.To nie specjalnie... - mówiła.
Ja sie zacząłem śmiać na cały głos, jej tłumaczenia rozwaliły mój mur oporu. Po prostu zwijałem się ze śmiechu, musiałem się oprzeć o ścianę aby się nie przewrócić.
Chiara patrzyła na mnie z nie pokojem a ja tylko wyczochrałem jej włosy i poszedłem na dół na kanapę aby kontynuować moją fascynującą rozmowę z moim bardzo wykształconym przyjacielem. Jednak kiedy zszedłem Fede nie było. Nagle ktoś mi się rzucił na szyję.
- Dzwonili ze szpitala Lu się obudziła. Na razie jest słaba ale nie cierpi na amnezje co się podobno często w takich przypadkach zdarza.
- Naprawdę zaiwaniaj do szpitala a ja odbiorę twoje dzieci z przedszkoli, szkół i żłobków.
- Dobra dzięki pa. - powiedział i wybiegł z mojego domu z wielkim bananem na ustach. Nagle zadzwonił telefon.
- Halo?
- Panie Verdas musi być pan w firmie za 30 minut. Dowidzenia.
Tylko mi tego brakowało.Muszę jak najszybciej odebrać gromadkę Fede i przedzwonić do Jace'a czy może z nimi zostać. Po jakiś 20 minutach wszystkie dzieciaki były w domu a Jace siedział na kanapie ze swoją żoną. 10 minut później byłem już w swoim gabinecie.
- Co tak pilnego się wydarzyło, że wyrywacie mnie z domu? - spytałem troszeczkę poirytowany.
- Pańska asystentka chciała się z panem widzieć i kontrahent dzisiaj zadzwonił, że przyśle kogoś od siebie.
- Po cholerę mnie tu ściągaliście faceta od kontrahenta mógłby przyjąć Ted a z asystentką zobaczę się w przyszły poniedziałek. Przez waszą głupotę musialem kombinować opiekę do dzieciaków. Dobrze, że mam Jace bo nie wiem co bym zrobił.
- Przepraszam ale z tego co wiemy ma pan jedną córkę to czemu opiekę do "dzieci"?
- Mój przyjaciel ma całą gromadkę a jego żona obudziła się dziś ze śpiączki. Obiecałem, że odbiorę jego dzieciaki i się nimi zajmę, ale przez was musiałem gnać na łeb na szyje na drugi koniec miasta i pewnie dostanę mandat za rozmawianie przez telefon podczas jazdy. A teraz dawajcie tę asystentkę. - powiedziałem i zacząłem przeglądać papiery.
- Dzień dobry. - usłyszałem znajomy głos a gdy poniosłem głowe zobaczyłem ją.
Fede
Siedziałem przy jej łożku już pół godziny. Raz ledwo otworzyla oczy ale natychmiast je zamknęła. Postanowiłem, że nie odejdę od niej dopuki się do końca nie obudzi. Nagle poczułem, że ktoś zaciska moją dłoń. I cicho szepce moje imię.
- Fede...
-Ludmiła, nawet ne wiesz jak bardzo tęskinłem. - powiedziałem i złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. Uśmiechnęla się do mnie.
- Zaniedbałeś się. - powiedziała. -  Przytyleś trochę i masz wory pod oczami. Jak ja sie z tobą teraz pokarzę.
- Lu a tobie tylko jedno w glowie, ale obiecuje,  że jak tylko wrócisz biorę się za siebie.
- Trzymam cie za słowo. - powiedziała dosyć silnym głosem.
Przez dłuższą chwilę trwała cisza wtrażająca więcej niż milion słów.
- Kocham cię... - powiedziałam prawie szeptem.
- Ja ciebie też. - odparłem
Franco
Dużo czasu minęło od kąd ostatni raz widzialem się z Leonem. Pół roku może trochę mniej.   Nasza przyjaź wygasła, w pewnym sensie jesteśmy wrogami, stoimy po dwóch róznych stronach barykady. On jest za Marco tym idiotom, a ja no cóż nienawidzę gnoja próbuje zniszczyc mi życie. Uważe, że to jego a nie moje dziecko. Fran by mnie nie okłamała mój mały Ritsu jest prze słodki nikt nie zaprzeczy, ze go kocham. Tylko imię takie mało wloskie Francesca wybrała. W sumie to pytała się o radę swojej kuzynki. Pracuje w barze jako barman, nigdy nie wyobrażałem siebie w barze ale cuż życie pokazało co innego. Zawsze widziałem sie jako lokaj u boku Verdasa ale sam tego chciał stanął po jego stronie przyjaciele tak nie robią. Jednak po mimo wszystko brakuje mi go, jego pamieci dziurawej niczym sito, żartów, jego narzekań na życie. Jedynm słowe brakuje mi całego Leona. A jeszcze bardziej Chiary tej jej roześmianej buzi, zamiłowania do ksiązek, jej opowieści i tego błysku w oku. Podsumowywując tęsknie za wszystkim co z Verdasami związane.
______________________________________
Hejo, pozdrowionka z Helu. Napisałam rozdział wiem beznadzieja i w ogóle. Jednak strasznie mało jest komentarzy, nawet jeśli wam się nie podoba to napiszcie to w komentarzu, tylko miejcie tyle odwagi i nie róbie tego jako anonimy. A no i zapraszam na mojego bloga, który jest w sumie to o mnie ajakannna.blogspot.com  i na nowego związanego z moimi ulubionymi książkami --> http://miloscczyninasklamcami.blogspot.com/ . To życzę miłych wakacji.
PS Jesli sa błędy to sorki ale jest  2.31

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 11 "Klub"

Chiara
Nienawidzę rannego wstawania., ale co mogę zrobić jak mam na 8.00 do szkoły. Jest 6.30 a trzeba się jeszcze umyć, ubrać, uczesać i spakować. I jeszcze zjeść śniadanie z tatusiem.
- Kochanie wstałaś?
- Tak tato! - opowiedziałam
Szybko wykonałam poranne czynności i o 7.00 zeszłam na śniadanie.
- Dziś mojej księżniczce zaserwujemy naleśniki z jagodami i bitą śmietaną, a do tego sok pomarańczowy. - powiedział mój ojczulek udając lokaja. Ja lekko dygnęłam jak na księżniczkę przystało. Podczas gdy spożywałam pyszny posiłek zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Kogo znowu niesie.- mruknął pod nosem tata i poszedł otworzyć.
Usłyszałam charakterystyczny krzyk i tupot stóp. Zerwałam się z krzesła i wzięłam Filippo na ręce. Potem do domu wszedł Fede z całą gromadką.
- Ciao Filippo. Come stai?
- Va bene. - powiedział swoim słodkim dziecięcym głosem.
- Bello bambino. Devo andare. Ciao Filippo. Ciao papa. Ciao tutti. - krzyknęłam i wyszłam do szkoły. Biegnąc do szkoły wpadłam na kogoś.
- Przepraszam...- powiedziałam  i zobaczyłam, że wpadłam na Aleca.
- O, hej Chiara.  Nic się nie stało.
- Co tam u ciebie? - spytałam.
- Do kitu. Moja dziewczyna, o przepraszam moja była dziewczyna okazała się wredną suką(od autorki: sorki musiałam :p). - powiedział wyraźnie zdenerwowany.
- Przykro mi . - powiedziałam. Ale w głębi duszy cieszyłam się ale były to tylko okruchy szczęścia, nie chcę aby Alec'owi było smutno.
- Nie musi być Ci smutno. - powiedział i objął mnie ramieniem.
- Nie lubię jak ktoś cierpi. Biorę w tedy na siebie też ten ból.
- Zupełnie niepotrzebnie. - powiedział i pocałował mnie w policzek. - Ty i tak masz dużo problemów. Nie dodawaj sobie cudzych.
- Może masz rację. Nie powinnam się tak przejmować tym wszystkim. Mam pomysł chodź muszę Ci coś pokazać.
- Co?
- Zobaczysz.  - powiedziałam i pociągnęłam go w stronę szkoły, a później do piwnicy. Szliśmy korytarzem aż doszliśmy do drzwi, które otwierają się dopiero po zeskanowaniu tęczówki oka zapisanego w bazie. Gdy weszliśmy oczy chłopaka zalśniły.
- Witaj w klubie Potterheads i Shadowhunters. Miejscu gdzie każdy może być każdym. - powiedziałam dumnie.
- Wow, skąd wiedziałaś, że jestem Potterhead i Shadowhunter? - spytał.
- Chodźby po runach wyrysowanych na ciele farbą i znakowi insygniów śmierci na wewnętrznej stronie nadgarstka. - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
Podeszłam do komputera na biurku ukrytym w kącie i wstukałam kod do tiary przydziału. Podałam szatynowi tablet z aplikacją i poprosiłam by na wszystkie pytania odpowiedział szczerze.
- Chiara skończyłem. - powiedział a ja nacisnęłam enter w komputerze aby przetworzył dane. Po chwili Alec był już przydzielony do Gryffindoru.
- Gratulacje, witaj w Gryffindorze, a teraz pójdziemy do części klubu, którą nazywamy Instytutem. Tutaj nauczysz się rysować runy, i posługiwać się bronią. Ale o tym nikt nie musi wiedzieć. - powiedziałam. Oczy szatyna były przepełnione radością. Nagle poczułam na swojej tali dłonie chłopaka, byłam zdezorjętowana. Po chwili jego usta spoczęły na moich i złączyły się w długim pocałunku.
____________________________________
Dobra macie moje wypociny. Jak wam się podoba? Czekam na hejty.

czwartek, 22 maja 2014

Coś dla Fanów.

Hejo ostatnio nudziło mi się więc, przeglądałam strony w necie i znalazłam bardzo fajną. Ale do rzeczy mam coś dla Fanów Pottera.

niedziela, 18 maja 2014

One Shot „Do szczęścia nie trzeba wiele”

Ciągłe zmienianie miejsca pobytu, wrzaski, krzyki tak wygląda życie pewniej siedemnastolatki, odkąd sięga pamięcią. Przynajmniej raz na 2 miesiące Violetta zmienia sierociniec. Raz ją przenieśli, ponieważ „szerzyła ideologie źle wpływające na ludzi w jej otoczeniu”, czyli namawiała dzieci młodsze jak i starsze do wiary w siebie i walki o swoje marzenia, dążenie do nich, do tego by żyły chwilą. Innym razem po raz kolejny została wydalona z palcówki za „wykonywanie czynności niedozwolonych tj. źle wpływających na rówieśników” innymi słowy uczyła grać na instrumentach i śpiewać dzieci z sierocińca. Dziewczyna od zawsze kochała muzykę jednakże każdy kogo spotykała na swojej drodze do tych czas mówił jej, że to totalna głupota i strata czasu. Aktualnie Violetta jest poszukiwaną od ponad pół roku zbiegłą z „Sierocińca dzieci trudnych”. Śpi gdzie popadnie, za znalezione lub zarobione śpiewając pieniądze czasami kupi sobie suchą bułkę i trochę wody. Siedemnastolatka kawałka czekolady albo głupiego cukierka miała w ustach kilka miesięcy temu. Jednak nie przeszkadza jej to, uciekając  z sierocińca miała jeden bardzo ważny dla niej cel „znaleźć miejsce do, którego stale przynależy”. Wędrówka przez  miasta, wsie i lasy wiele ją nauczyła. Zdolność przetrwania u szatynki rozwinęła się do tego stopnia, że potrafi wchodzić na bardzo wysokie drzewa bez żadnych problemów i przespać tam noc. Nawet w najdzikszym lesie potrafi się odnaleźć, zapach kory i mchu, szelest liści, cichy chlupot strumyka te wszystkie odgłosy są dla niej jak słowa. Violetta często rozmawia z napotkanymi zwierzętami, jest jak księżniczka natury. Język zielonych lasów, zwierząt, kolorowych kwiatów, pulchnej ziemi nie jest jej obcy. Jej ulubionym zajęciem jest śpiewanie o poranku z ptakami. Można by pomyśleć, więc, że owa dziewczyna wygląda jak dzikuska. Jest jednak zupełnie na odwrót , jej brązowe włosy lekko opadają jej na gołe ramiona, jej piękne ciało przykrywa biała tkanina szyta nićmi z jedwabiu, który sama zbierała. Bose stopy gładkie i delikatne jak puch a nie poharatane wieczną wędrówką, potrafią przetrwać nawet spacer po ostrych kamieniach. Jej teraźniejsze miejsce zamieszkania to jakaś puszcza, Violetta przebywa w niej od miesiąca. Wydaje jej się, że wreszcie znalazła miejsce dla siebie. Teraz już tylko brakuje miłości.
***
W całym lesie słychać już śpiew ptaków i szatynki, która im wtóruje.
- Aaaa…aaaa….aaaa…. – śpiewała Violetta.
W pewnym momencie podbiegł do niej mały lisek.
- O hej, malutki. Jak się masz? – spytała go.
W odpowiedzi dostała charakterystyczny dźwięk.
- Głodny jesteś. A co wczoraj się wszystko opędzlowało i dzisiaj już nie ma? Ale poczekaj już ci niosę. – odparła i jednym susem wskoczyła na wyższe partie drzewa na, który aktualnie siedziała a potem łapiąc się gałęzi przeszła na rozłożystą wierzbę obok. Natura tak uformowała gałęzie rośliny, że przypominały lekko pofałdowaną podłogę. Przy jednej z krawędzi leżała torba, którą szatynka zrobiła pod czas swojej wędrówki. Wyjęła z niej trochę jedzenia i rzuciła w dół małemu liskowi. Nagle usłyszała szelest liści. Odwróciła głowę jak drapieżnik w stronę dźwięku. Swoimi bystrymi oczyma dostrzegła zwinnie poruszającą się między drzewami sylwetkę ludzką. Dziewczyna postanowiła podążać za intruzem.  Śledzenie obcego zajęło jej cały dzień.
Kiedy już zapadał zmierzch, szatynka była wycieńczona. Nadal szła za obcym, jednak w pewnym momencie stanęła na małej gałązce. Chrzęst był cichy lecz nieznajomy  go usłyszał i z  szybkością błyskawicy obrócił głowę w stronę Violetty.
- Kim ty jesteś i dlaczego za mną idziesz? – spytał szatyn.
- To ja ci powinnam zadać pytanie „Kim jesteś?”
- Ja? Jestem Leon, mieszkam w tym lesie.
- M... m… m… m… mieszkasz. – wydukała dziewczyna
- Tak, a ty?
- Też tu mieszkam.  – powiedziała szatynka.
Violetta rozmawiała z chłopakiem do bardzo późnej pory. Kiedy Leon chciał już iść do siebie,  Viola zaproponowała aby przyszedł do niej, ponieważ jest bliżej. Szatyn zgodził się gdyż wiedział, że zanim by dotarł do siebie byłby środek nocy.
***
Violetta i Leon spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Każdego dnia stawali się sobie bardziej bliscy. Każde z nich wiedziało co przeżyło drugie. Co dzień rano brali kąpiel w jeziorze, robili pochód po lesie i wykonywali  swoje obowiązki. Po pewnym czasie żyli jak brat z siostrą, nie wstydzili się siebie, umieli się śmiać z niczego i nie potrzebowali słów by zrozumieć co mają na myśli. Miesiące mijały zbliżały się zimniejsze okresy, zwykłe lokum na rozłożystym drzewie nie wystarczało, więc zaczęli szukać nowego mieszkania. Dzięki świetnej znajomości lasu łatwo odnaleźli wielkie, grube, potężne drzewo puste w środku. Wnętrze po mimo rozmiarów drzewa nie było gigantyczne, wstawili tam najpotrzebniejsze rzeczy do przeżycia zimy. Mieli zamiar zrobić dwa legowiska do spania lecz miejsca był tylko na jedno. Wiele ich to nie obeszło zrobili to co mogli i byli z tego bardzo dumni. Brakowało tylko cieplejszych ubrań, jednak dzięki pomocy zwierząt Violetta zrobiła coś na wzór ocieplanych butów i kożuchów.  Człowiek dzisiejszej cywilizacji powiedziałby, że to kompletni wariaci i dzikusy, jednak dla nich było to spełnieniem marzeń bo wreszcie do czegoś przynależeli. Nikt się na nich nie wyżywał ani nie wyrzucał za nic, a to było podstawą do bycia szczęśliwym.
***
- Violetto pamiętasz jak ci opowiadałem o tym, że zanim zmarła mi mama chcieliśmy adoptować siostrę? – zwrócił się do szatynki Leon kiedy oboje się cieli przy ognisku przed ich drzewem.
- Tak, a co?
- A czy pamiętasz  jaki ci opowiadałem, że jednej dziewczynie powiedziałem, że nie chcę aby było moją siostrą bo boję się, że między nami coś więcej niż braterska miłość?
- Tak, a ty na pewno pamiętasz jak ci mówiła o podobnej sytuacji ze mną?
- Oczywiście, strasznie mi przypominasz te dziewczynę. – powiedział szatyn.
- A ty mi tego chłopaka. – wyszeptała Violetta, a w tedy Leon na jej ustach złożył delikatny pocałunek.  Potem spojrzał jej głęboko w oczy.
- Gdy w tedy cię spotkałem zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia, a nasze ponowne spotkanie sprzed kilku miesięcy odnowiło we mnie to uczucie. Kocham cię. – rzekł.
- Ja ciebie też. – odpowiedziała i namiętnie go pocałowała.
Chłopak nie pozostał jej dłużny odwzajemnił jej pocałunek ze wzmożonym uczuciem. Kiedy oderwali się od siebie oboje mieli przyspieszone oddechy. Patrzyli sobie w oczy, nie potrzebowali słów by wyrazić co czują. Wszystko widzieli w swoich oczach, które jak mówią są zwierciadłem  duszy. 
***

Minęło już kilka dobrych lat odkąd Leon i Violetta wyznali sobie miłość. Teraz jak sprzed laty mieszkają w lesie, który stał się ich prawdziwym domem. Mają małą córeczkę Annabel i synka Kordiana. Ich mieszkaniem jest wielka grota, którą odkryli gdy Viola była pierwszy raz w ciąży. W okresie zimowym dzielą ją z bardzo łagodną niedźwiedzicą, zresztą wszystkie zwierzęta w stosunku do nich są łagodne. Życie tej dwójki nie było uzależnione od nowoczesnych komórek, komputerów czy innej technologii, im wystarczał las i miłość jaką siebie obdarzali. Są żywym przykładem, że do szczęście nie potrzeba nie wiadomo co wystarczy miłość i uczucie, że wreszcie gdzieś przynależy.
_______________________________________________________
Oto Os który poszedł na konkurs, który w końcu się nie odbył. Dlatego też wam go wstawiam oceniajcie nie boję się żadnej krytyki. A i rozdział dodam jakoś za tydzień(sobota,niedziela lub piątek). Jeśli ktoś by chciał ze mną pogadać to jest moje gg50466850. Nie bujdzie się ja nie gryzę :) . 

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 10 "Dziękuje."

10 lat później
Leon
Już tyle lat mieszkam sam z Chiarą. Violetta i ja nie utrzymujemy kontaktów. Francesco się ode mnie wyprowadził do Fran i mieszka z nią i dzieckiem. Jace tylko pozostał u mego boku. Pomimo tego, że znalazł dziewczynę a aktualnie już żonę nadal jest przy mnie. Fede no cóż biedak jest w podobnej sytuacji życiowej jak ja. Samotnie wychowuje dzieci a dokładnie 5. Jedno z nich ma niespełna 2 lata. Biedaczek z niego ma ciężki orzech do zgryzienia. Odkąd nie ma z nim Ludmiły zmarniał. Przestał o siebie dbać, chodzi wiecznie smutny i przestał muzykować. Wszyscy do okoła pocieszają i mówią, że wszystko będzie dobrze. Dzięki temu jeszcze nie stracił wiary, że ją odzyska. Że się w końcu obudzi...
***
- Chiaro kochanie zejdź do kuchni śniadanie gotowe.
- Już idę tato. - krzyknęła moja córeczka.
Jak ją zobaczyłem zaniemówiłem. Wyglągała pięknie, jej brązowe włosy lekko opadała na ramiona a cały strój idealnie podkreślał jej sylwetkę.
- Ślicznie wyglądasz córuniu. 
- Dziękuje tatusiu. Kocham cię. 
- Ja ciebie też, maleńka. 
Śniadanie zjedliśmy w miłej atmosferze. Potem ja poszedłem do firmy a Chiara do szkoły. 
Zapowiada się naprawdę ładny dzień.
Chiara
Na szkolny korytarzu jak zwykle panuje hałas. Siedzę sobie pod salą i czytam książkę. Nagle ktoś mi zasłonił światło.
- Przepraszam czy możesz się przesunąć? - powiedziałam.
- Oj przepraszam zasłaniałem ci światło, już się przesuwam. - odwrócił się i powiedział chłopak. Kiedy zobaczyłam jego niebieskie oczy i brązowe włosy, zaniemówiłam.
- Dzięki. - w dukałam.
- Nie spoko, a i wiesz gdzie jest klasa 2a? Jestem tu nowy i przydzielono mnie do tej klasy.
- Tu, to znaczy tu w sensie, że ja chodzę do 2 a i w tej sali mamy lekcje.
- O to fajnie już będę kogoś znał. - powiedział i się uśmiechnął. Zaaragowałam lekkim śmiechem. Po chwili szatyn usiadł obok mnie.
- Co czytasz? - spytał.
- A nic, nic...
- No powiedz, proszę.
- Trylogię czasu.
- O czytałem bardzo fajna książka.
 Resztę przerwy spędziliśmy w milczeniu co raz się do siebie uśmiechając. To była najlepsza chwila w moim życiu.
Nagle zadzwonił dzwonek jak zwykle zdecydowanie za głośno. Kiedy już weszliśmy do sali, jak na dobrego wychowawcę przystało nasza pani przedstawiła nam nowego ucznia.
- Moi drodzy do naszej klasy dołączył nowy kolega Alec Night. Dosiądź się proszę do Chiary.
Jak nauczycielka wypowiedziała te słowa serce mi podskoczyło do gardła.
Resztę lekcji byłam w niebo wzięta, ponieważ Alec mi się strasznie podobał.
***
- Hej tatusiu. - powiedziałam jak przekroczyłam próg domu. 
- Cześć kochanie. 
- Tato?
- Tak.
- Dziękuję . 
- Za co?
- Za to, że jesteś. 
________________________
Napisałam rozdział a i nie martwcie się, że pominęłam tyle lat jeszcze do tego wrócę a swoim czasie. Jak wam się podoba? Mi szczerze średnio, ale nie mnie to oceniać tylko wam. Sorki za błędy ale jest 23.04 i mam prawo być padnięta. Pozdrawiam i życzę braku kartkówki na powitanie w szkole a szczegulnie z fizyki i chemi jak ktoś już ma:). Carmenia

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 9 "Była dla mnie tlenem, więc od dziś oddycham azotem"

Leon
Minął kolejny miesiąc odkąd mieszka ze mną Jace. Okazało się, że jest fajnym gościem. Wiem jeszcze miesiąc temu bym go zabił jednak dzisiaj jest moim drugim najlepszym przyjacielem. Wyprzedził nawet Fede w rankingu, może ze względu na to, że brunet został niedawno ojcem. Urodziły mu się dwie dziewczynki, o boże jaki on jest szczęśliwy. Te dzieciaczki są jego oczkiem w głowie. Ale wracając do Jace'a, dzięki niemu udało mi się zacząć żyć normalnie tzn. bez Violetty jako celu życia. Oczywiście utrzymujemy kontakt ze względu na małą. No właśnie Chiara, mieszka na zmianę to u mnie to u matki. Jednak zdecydowanie częściej u mnie, wydaje mi się, że to ze względu na nowego chłopaka Violki Cheta. Nie powiem co ona w nim widzi, ale niech se z nim będzie.
***
- Leon ktoś puka. - krzyknął Jace.
- To otwórz drzwi teraz jestem zajęty.
Usłyszałem jak otwierają się drzwi i tupot stup. Tak jak myślałem moja córka do mnie przyszła.
- Hej tausiu. - krzyknęła i rzuciła mi się na szyję.
- Cześć maleńka jak tam?
- Źle, mama nie już w ogóle dla mnie czasu. Chet to Chet tam to.
- Kochanie nie przesadzaj. Mamusia nadal cię kocha.
- Mama już nie jest tą mamą którą była. Zmieniła się bardzo. Nie już tą osobą, którą kochałeś tausiu.
- Wiem kochanie. Ale w życiu potrzebne są zmiany. Jak chcesz możesz u mnie zamieszkać, mam nad tobą pełne prawa a ty masz przywilej wybrać z którym z rodziców chcesz mieszkać.
- Wiem o to cię chiałam poprosić.
Po tych słowach Chiara mocno się do mnie przytuliła. Miała tylko 4 lata a tak dużo wiedziała i rozumiała. Kiedy mała tuliła do pokoju weszła Violetta.
- Co ty tu robisz?
- Mam do ciebie sprawę. Chiaro możesz wyjść do Jace'a. - powiedziała i wyprowadziła małą.
- Co chcesz?
- Widzieć czy coś jeszcze do mnie czujesz?
- Violetto byłaś dla mnie jak tlen, więc nauczyłem się oddychać azotem. Powiedziałem i wyszedłem z pokoju.
____________________________
Jak wam się podoba wiem krótki ale jestem na majówce i napisała na szybko.