poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 12 "Zboczeniec"


Leon 
Dzisiaj wcześniej skończyłem pracę, więc zadzwoniłem do Fede, żeby wpadał.Oczywiście 5 minut później włoch dobijał się do moich drzwi. Gdy tak siedzieliśmy do domu wpadła Chiara z jakimś chłopakiem , którego nawet nie znalem.
- Ej, młody człowieku kim ty jesteś? - krzyknąłem gdy moja córka ciągnęła biedaka na górę.
- Ee.. To znaczy... Jestem Alec kolega z klasy Chiary.
- Dobra idźcie. - powiedziałem.
Kiedy juz zniknęli z zasięgu wzroku włączyłem telewizor.
- Będę miał asystentkę. - powiedziałem by przerwać ciszę.
- Serio? A ładna chociaż?
- Nie wiem na oczy jej nie widziałem.
- Pff... to wielka mi asystentka jak nawet nie byłeś z nią na rozmowie. - powiedział i odrzucił głowę w bok.
- Mam od tego sekretarzy idioto! Nie muszę robić wszystkiego sam.
- Oj dobrze już się nie bulwersuj. Przyniosę piwo z lodówki na poprawę humoru.
- Nie ma musisz iść do sklepu. - powiedziałem zanim zdążył odejść dwa kroki od kanapy.
- Nie che mi się. - odpowiedział.
- Ej no weź się przeleć...
- Będzie trudno, ale spróbuje. - powiedział szczerząc zęby.
- Zboczeniec! - krzyknąłem.
I wtedy usłyszałem stłumione śmiechy. Od razu wiedziałem co się dzieje. Szybko wstałem z kanapy i prawie bezszelestnie ruszyłem w stronę drzwi pokoju mojej córki.
- Nie ładnie tak podsłuchiwać. - powiedziałem z hukiem otwierając drzwi.
- Eeee... tato to nie tak my chcieliśmy zejść się napić i przez przypadek, tak jakoś się nam no...podsłuchało.To nie specjalnie... - mówiła.
Ja sie zacząłem śmiać na cały głos, jej tłumaczenia rozwaliły mój mur oporu. Po prostu zwijałem się ze śmiechu, musiałem się oprzeć o ścianę aby się nie przewrócić.
Chiara patrzyła na mnie z nie pokojem a ja tylko wyczochrałem jej włosy i poszedłem na dół na kanapę aby kontynuować moją fascynującą rozmowę z moim bardzo wykształconym przyjacielem. Jednak kiedy zszedłem Fede nie było. Nagle ktoś mi się rzucił na szyję.
- Dzwonili ze szpitala Lu się obudziła. Na razie jest słaba ale nie cierpi na amnezje co się podobno często w takich przypadkach zdarza.
- Naprawdę zaiwaniaj do szpitala a ja odbiorę twoje dzieci z przedszkoli, szkół i żłobków.
- Dobra dzięki pa. - powiedział i wybiegł z mojego domu z wielkim bananem na ustach. Nagle zadzwonił telefon.
- Halo?
- Panie Verdas musi być pan w firmie za 30 minut. Dowidzenia.
Tylko mi tego brakowało.Muszę jak najszybciej odebrać gromadkę Fede i przedzwonić do Jace'a czy może z nimi zostać. Po jakiś 20 minutach wszystkie dzieciaki były w domu a Jace siedział na kanapie ze swoją żoną. 10 minut później byłem już w swoim gabinecie.
- Co tak pilnego się wydarzyło, że wyrywacie mnie z domu? - spytałem troszeczkę poirytowany.
- Pańska asystentka chciała się z panem widzieć i kontrahent dzisiaj zadzwonił, że przyśle kogoś od siebie.
- Po cholerę mnie tu ściągaliście faceta od kontrahenta mógłby przyjąć Ted a z asystentką zobaczę się w przyszły poniedziałek. Przez waszą głupotę musialem kombinować opiekę do dzieciaków. Dobrze, że mam Jace bo nie wiem co bym zrobił.
- Przepraszam ale z tego co wiemy ma pan jedną córkę to czemu opiekę do "dzieci"?
- Mój przyjaciel ma całą gromadkę a jego żona obudziła się dziś ze śpiączki. Obiecałem, że odbiorę jego dzieciaki i się nimi zajmę, ale przez was musiałem gnać na łeb na szyje na drugi koniec miasta i pewnie dostanę mandat za rozmawianie przez telefon podczas jazdy. A teraz dawajcie tę asystentkę. - powiedziałem i zacząłem przeglądać papiery.
- Dzień dobry. - usłyszałem znajomy głos a gdy poniosłem głowe zobaczyłem ją.
Fede
Siedziałem przy jej łożku już pół godziny. Raz ledwo otworzyla oczy ale natychmiast je zamknęła. Postanowiłem, że nie odejdę od niej dopuki się do końca nie obudzi. Nagle poczułem, że ktoś zaciska moją dłoń. I cicho szepce moje imię.
- Fede...
-Ludmiła, nawet ne wiesz jak bardzo tęskinłem. - powiedziałem i złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. Uśmiechnęla się do mnie.
- Zaniedbałeś się. - powiedziała. -  Przytyleś trochę i masz wory pod oczami. Jak ja sie z tobą teraz pokarzę.
- Lu a tobie tylko jedno w glowie, ale obiecuje,  że jak tylko wrócisz biorę się za siebie.
- Trzymam cie za słowo. - powiedziała dosyć silnym głosem.
Przez dłuższą chwilę trwała cisza wtrażająca więcej niż milion słów.
- Kocham cię... - powiedziałam prawie szeptem.
- Ja ciebie też. - odparłem
Franco
Dużo czasu minęło od kąd ostatni raz widzialem się z Leonem. Pół roku może trochę mniej.   Nasza przyjaź wygasła, w pewnym sensie jesteśmy wrogami, stoimy po dwóch róznych stronach barykady. On jest za Marco tym idiotom, a ja no cóż nienawidzę gnoja próbuje zniszczyc mi życie. Uważe, że to jego a nie moje dziecko. Fran by mnie nie okłamała mój mały Ritsu jest prze słodki nikt nie zaprzeczy, ze go kocham. Tylko imię takie mało wloskie Francesca wybrała. W sumie to pytała się o radę swojej kuzynki. Pracuje w barze jako barman, nigdy nie wyobrażałem siebie w barze ale cuż życie pokazało co innego. Zawsze widziałem sie jako lokaj u boku Verdasa ale sam tego chciał stanął po jego stronie przyjaciele tak nie robią. Jednak po mimo wszystko brakuje mi go, jego pamieci dziurawej niczym sito, żartów, jego narzekań na życie. Jedynm słowe brakuje mi całego Leona. A jeszcze bardziej Chiary tej jej roześmianej buzi, zamiłowania do ksiązek, jej opowieści i tego błysku w oku. Podsumowywując tęsknie za wszystkim co z Verdasami związane.
______________________________________
Hejo, pozdrowionka z Helu. Napisałam rozdział wiem beznadzieja i w ogóle. Jednak strasznie mało jest komentarzy, nawet jeśli wam się nie podoba to napiszcie to w komentarzu, tylko miejcie tyle odwagi i nie róbie tego jako anonimy. A no i zapraszam na mojego bloga, który jest w sumie to o mnie ajakannna.blogspot.com  i na nowego związanego z moimi ulubionymi książkami --> http://miloscczyninasklamcami.blogspot.com/ . To życzę miłych wakacji.
PS Jesli sa błędy to sorki ale jest  2.31