poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 12 "Zboczeniec"


Leon 
Dzisiaj wcześniej skończyłem pracę, więc zadzwoniłem do Fede, żeby wpadał.Oczywiście 5 minut później włoch dobijał się do moich drzwi. Gdy tak siedzieliśmy do domu wpadła Chiara z jakimś chłopakiem , którego nawet nie znalem.
- Ej, młody człowieku kim ty jesteś? - krzyknąłem gdy moja córka ciągnęła biedaka na górę.
- Ee.. To znaczy... Jestem Alec kolega z klasy Chiary.
- Dobra idźcie. - powiedziałem.
Kiedy juz zniknęli z zasięgu wzroku włączyłem telewizor.
- Będę miał asystentkę. - powiedziałem by przerwać ciszę.
- Serio? A ładna chociaż?
- Nie wiem na oczy jej nie widziałem.
- Pff... to wielka mi asystentka jak nawet nie byłeś z nią na rozmowie. - powiedział i odrzucił głowę w bok.
- Mam od tego sekretarzy idioto! Nie muszę robić wszystkiego sam.
- Oj dobrze już się nie bulwersuj. Przyniosę piwo z lodówki na poprawę humoru.
- Nie ma musisz iść do sklepu. - powiedziałem zanim zdążył odejść dwa kroki od kanapy.
- Nie che mi się. - odpowiedział.
- Ej no weź się przeleć...
- Będzie trudno, ale spróbuje. - powiedział szczerząc zęby.
- Zboczeniec! - krzyknąłem.
I wtedy usłyszałem stłumione śmiechy. Od razu wiedziałem co się dzieje. Szybko wstałem z kanapy i prawie bezszelestnie ruszyłem w stronę drzwi pokoju mojej córki.
- Nie ładnie tak podsłuchiwać. - powiedziałem z hukiem otwierając drzwi.
- Eeee... tato to nie tak my chcieliśmy zejść się napić i przez przypadek, tak jakoś się nam no...podsłuchało.To nie specjalnie... - mówiła.
Ja sie zacząłem śmiać na cały głos, jej tłumaczenia rozwaliły mój mur oporu. Po prostu zwijałem się ze śmiechu, musiałem się oprzeć o ścianę aby się nie przewrócić.
Chiara patrzyła na mnie z nie pokojem a ja tylko wyczochrałem jej włosy i poszedłem na dół na kanapę aby kontynuować moją fascynującą rozmowę z moim bardzo wykształconym przyjacielem. Jednak kiedy zszedłem Fede nie było. Nagle ktoś mi się rzucił na szyję.
- Dzwonili ze szpitala Lu się obudziła. Na razie jest słaba ale nie cierpi na amnezje co się podobno często w takich przypadkach zdarza.
- Naprawdę zaiwaniaj do szpitala a ja odbiorę twoje dzieci z przedszkoli, szkół i żłobków.
- Dobra dzięki pa. - powiedział i wybiegł z mojego domu z wielkim bananem na ustach. Nagle zadzwonił telefon.
- Halo?
- Panie Verdas musi być pan w firmie za 30 minut. Dowidzenia.
Tylko mi tego brakowało.Muszę jak najszybciej odebrać gromadkę Fede i przedzwonić do Jace'a czy może z nimi zostać. Po jakiś 20 minutach wszystkie dzieciaki były w domu a Jace siedział na kanapie ze swoją żoną. 10 minut później byłem już w swoim gabinecie.
- Co tak pilnego się wydarzyło, że wyrywacie mnie z domu? - spytałem troszeczkę poirytowany.
- Pańska asystentka chciała się z panem widzieć i kontrahent dzisiaj zadzwonił, że przyśle kogoś od siebie.
- Po cholerę mnie tu ściągaliście faceta od kontrahenta mógłby przyjąć Ted a z asystentką zobaczę się w przyszły poniedziałek. Przez waszą głupotę musialem kombinować opiekę do dzieciaków. Dobrze, że mam Jace bo nie wiem co bym zrobił.
- Przepraszam ale z tego co wiemy ma pan jedną córkę to czemu opiekę do "dzieci"?
- Mój przyjaciel ma całą gromadkę a jego żona obudziła się dziś ze śpiączki. Obiecałem, że odbiorę jego dzieciaki i się nimi zajmę, ale przez was musiałem gnać na łeb na szyje na drugi koniec miasta i pewnie dostanę mandat za rozmawianie przez telefon podczas jazdy. A teraz dawajcie tę asystentkę. - powiedziałem i zacząłem przeglądać papiery.
- Dzień dobry. - usłyszałem znajomy głos a gdy poniosłem głowe zobaczyłem ją.
Fede
Siedziałem przy jej łożku już pół godziny. Raz ledwo otworzyla oczy ale natychmiast je zamknęła. Postanowiłem, że nie odejdę od niej dopuki się do końca nie obudzi. Nagle poczułem, że ktoś zaciska moją dłoń. I cicho szepce moje imię.
- Fede...
-Ludmiła, nawet ne wiesz jak bardzo tęskinłem. - powiedziałem i złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. Uśmiechnęla się do mnie.
- Zaniedbałeś się. - powiedziała. -  Przytyleś trochę i masz wory pod oczami. Jak ja sie z tobą teraz pokarzę.
- Lu a tobie tylko jedno w glowie, ale obiecuje,  że jak tylko wrócisz biorę się za siebie.
- Trzymam cie za słowo. - powiedziała dosyć silnym głosem.
Przez dłuższą chwilę trwała cisza wtrażająca więcej niż milion słów.
- Kocham cię... - powiedziałam prawie szeptem.
- Ja ciebie też. - odparłem
Franco
Dużo czasu minęło od kąd ostatni raz widzialem się z Leonem. Pół roku może trochę mniej.   Nasza przyjaź wygasła, w pewnym sensie jesteśmy wrogami, stoimy po dwóch róznych stronach barykady. On jest za Marco tym idiotom, a ja no cóż nienawidzę gnoja próbuje zniszczyc mi życie. Uważe, że to jego a nie moje dziecko. Fran by mnie nie okłamała mój mały Ritsu jest prze słodki nikt nie zaprzeczy, ze go kocham. Tylko imię takie mało wloskie Francesca wybrała. W sumie to pytała się o radę swojej kuzynki. Pracuje w barze jako barman, nigdy nie wyobrażałem siebie w barze ale cuż życie pokazało co innego. Zawsze widziałem sie jako lokaj u boku Verdasa ale sam tego chciał stanął po jego stronie przyjaciele tak nie robią. Jednak po mimo wszystko brakuje mi go, jego pamieci dziurawej niczym sito, żartów, jego narzekań na życie. Jedynm słowe brakuje mi całego Leona. A jeszcze bardziej Chiary tej jej roześmianej buzi, zamiłowania do ksiązek, jej opowieści i tego błysku w oku. Podsumowywując tęsknie za wszystkim co z Verdasami związane.
______________________________________
Hejo, pozdrowionka z Helu. Napisałam rozdział wiem beznadzieja i w ogóle. Jednak strasznie mało jest komentarzy, nawet jeśli wam się nie podoba to napiszcie to w komentarzu, tylko miejcie tyle odwagi i nie róbie tego jako anonimy. A no i zapraszam na mojego bloga, który jest w sumie to o mnie ajakannna.blogspot.com  i na nowego związanego z moimi ulubionymi książkami --> http://miloscczyninasklamcami.blogspot.com/ . To życzę miłych wakacji.
PS Jesli sa błędy to sorki ale jest  2.31

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 11 "Klub"

Chiara
Nienawidzę rannego wstawania., ale co mogę zrobić jak mam na 8.00 do szkoły. Jest 6.30 a trzeba się jeszcze umyć, ubrać, uczesać i spakować. I jeszcze zjeść śniadanie z tatusiem.
- Kochanie wstałaś?
- Tak tato! - opowiedziałam
Szybko wykonałam poranne czynności i o 7.00 zeszłam na śniadanie.
- Dziś mojej księżniczce zaserwujemy naleśniki z jagodami i bitą śmietaną, a do tego sok pomarańczowy. - powiedział mój ojczulek udając lokaja. Ja lekko dygnęłam jak na księżniczkę przystało. Podczas gdy spożywałam pyszny posiłek zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Kogo znowu niesie.- mruknął pod nosem tata i poszedł otworzyć.
Usłyszałam charakterystyczny krzyk i tupot stóp. Zerwałam się z krzesła i wzięłam Filippo na ręce. Potem do domu wszedł Fede z całą gromadką.
- Ciao Filippo. Come stai?
- Va bene. - powiedział swoim słodkim dziecięcym głosem.
- Bello bambino. Devo andare. Ciao Filippo. Ciao papa. Ciao tutti. - krzyknęłam i wyszłam do szkoły. Biegnąc do szkoły wpadłam na kogoś.
- Przepraszam...- powiedziałam  i zobaczyłam, że wpadłam na Aleca.
- O, hej Chiara.  Nic się nie stało.
- Co tam u ciebie? - spytałam.
- Do kitu. Moja dziewczyna, o przepraszam moja była dziewczyna okazała się wredną suką(od autorki: sorki musiałam :p). - powiedział wyraźnie zdenerwowany.
- Przykro mi . - powiedziałam. Ale w głębi duszy cieszyłam się ale były to tylko okruchy szczęścia, nie chcę aby Alec'owi było smutno.
- Nie musi być Ci smutno. - powiedział i objął mnie ramieniem.
- Nie lubię jak ktoś cierpi. Biorę w tedy na siebie też ten ból.
- Zupełnie niepotrzebnie. - powiedział i pocałował mnie w policzek. - Ty i tak masz dużo problemów. Nie dodawaj sobie cudzych.
- Może masz rację. Nie powinnam się tak przejmować tym wszystkim. Mam pomysł chodź muszę Ci coś pokazać.
- Co?
- Zobaczysz.  - powiedziałam i pociągnęłam go w stronę szkoły, a później do piwnicy. Szliśmy korytarzem aż doszliśmy do drzwi, które otwierają się dopiero po zeskanowaniu tęczówki oka zapisanego w bazie. Gdy weszliśmy oczy chłopaka zalśniły.
- Witaj w klubie Potterheads i Shadowhunters. Miejscu gdzie każdy może być każdym. - powiedziałam dumnie.
- Wow, skąd wiedziałaś, że jestem Potterhead i Shadowhunter? - spytał.
- Chodźby po runach wyrysowanych na ciele farbą i znakowi insygniów śmierci na wewnętrznej stronie nadgarstka. - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko.
Podeszłam do komputera na biurku ukrytym w kącie i wstukałam kod do tiary przydziału. Podałam szatynowi tablet z aplikacją i poprosiłam by na wszystkie pytania odpowiedział szczerze.
- Chiara skończyłem. - powiedział a ja nacisnęłam enter w komputerze aby przetworzył dane. Po chwili Alec był już przydzielony do Gryffindoru.
- Gratulacje, witaj w Gryffindorze, a teraz pójdziemy do części klubu, którą nazywamy Instytutem. Tutaj nauczysz się rysować runy, i posługiwać się bronią. Ale o tym nikt nie musi wiedzieć. - powiedziałam. Oczy szatyna były przepełnione radością. Nagle poczułam na swojej tali dłonie chłopaka, byłam zdezorjętowana. Po chwili jego usta spoczęły na moich i złączyły się w długim pocałunku.
____________________________________
Dobra macie moje wypociny. Jak wam się podoba? Czekam na hejty.

czwartek, 22 maja 2014

Coś dla Fanów.

Hejo ostatnio nudziło mi się więc, przeglądałam strony w necie i znalazłam bardzo fajną. Ale do rzeczy mam coś dla Fanów Pottera.

niedziela, 18 maja 2014

One Shot „Do szczęścia nie trzeba wiele”

Ciągłe zmienianie miejsca pobytu, wrzaski, krzyki tak wygląda życie pewniej siedemnastolatki, odkąd sięga pamięcią. Przynajmniej raz na 2 miesiące Violetta zmienia sierociniec. Raz ją przenieśli, ponieważ „szerzyła ideologie źle wpływające na ludzi w jej otoczeniu”, czyli namawiała dzieci młodsze jak i starsze do wiary w siebie i walki o swoje marzenia, dążenie do nich, do tego by żyły chwilą. Innym razem po raz kolejny została wydalona z palcówki za „wykonywanie czynności niedozwolonych tj. źle wpływających na rówieśników” innymi słowy uczyła grać na instrumentach i śpiewać dzieci z sierocińca. Dziewczyna od zawsze kochała muzykę jednakże każdy kogo spotykała na swojej drodze do tych czas mówił jej, że to totalna głupota i strata czasu. Aktualnie Violetta jest poszukiwaną od ponad pół roku zbiegłą z „Sierocińca dzieci trudnych”. Śpi gdzie popadnie, za znalezione lub zarobione śpiewając pieniądze czasami kupi sobie suchą bułkę i trochę wody. Siedemnastolatka kawałka czekolady albo głupiego cukierka miała w ustach kilka miesięcy temu. Jednak nie przeszkadza jej to, uciekając  z sierocińca miała jeden bardzo ważny dla niej cel „znaleźć miejsce do, którego stale przynależy”. Wędrówka przez  miasta, wsie i lasy wiele ją nauczyła. Zdolność przetrwania u szatynki rozwinęła się do tego stopnia, że potrafi wchodzić na bardzo wysokie drzewa bez żadnych problemów i przespać tam noc. Nawet w najdzikszym lesie potrafi się odnaleźć, zapach kory i mchu, szelest liści, cichy chlupot strumyka te wszystkie odgłosy są dla niej jak słowa. Violetta często rozmawia z napotkanymi zwierzętami, jest jak księżniczka natury. Język zielonych lasów, zwierząt, kolorowych kwiatów, pulchnej ziemi nie jest jej obcy. Jej ulubionym zajęciem jest śpiewanie o poranku z ptakami. Można by pomyśleć, więc, że owa dziewczyna wygląda jak dzikuska. Jest jednak zupełnie na odwrót , jej brązowe włosy lekko opadają jej na gołe ramiona, jej piękne ciało przykrywa biała tkanina szyta nićmi z jedwabiu, który sama zbierała. Bose stopy gładkie i delikatne jak puch a nie poharatane wieczną wędrówką, potrafią przetrwać nawet spacer po ostrych kamieniach. Jej teraźniejsze miejsce zamieszkania to jakaś puszcza, Violetta przebywa w niej od miesiąca. Wydaje jej się, że wreszcie znalazła miejsce dla siebie. Teraz już tylko brakuje miłości.
***
W całym lesie słychać już śpiew ptaków i szatynki, która im wtóruje.
- Aaaa…aaaa….aaaa…. – śpiewała Violetta.
W pewnym momencie podbiegł do niej mały lisek.
- O hej, malutki. Jak się masz? – spytała go.
W odpowiedzi dostała charakterystyczny dźwięk.
- Głodny jesteś. A co wczoraj się wszystko opędzlowało i dzisiaj już nie ma? Ale poczekaj już ci niosę. – odparła i jednym susem wskoczyła na wyższe partie drzewa na, który aktualnie siedziała a potem łapiąc się gałęzi przeszła na rozłożystą wierzbę obok. Natura tak uformowała gałęzie rośliny, że przypominały lekko pofałdowaną podłogę. Przy jednej z krawędzi leżała torba, którą szatynka zrobiła pod czas swojej wędrówki. Wyjęła z niej trochę jedzenia i rzuciła w dół małemu liskowi. Nagle usłyszała szelest liści. Odwróciła głowę jak drapieżnik w stronę dźwięku. Swoimi bystrymi oczyma dostrzegła zwinnie poruszającą się między drzewami sylwetkę ludzką. Dziewczyna postanowiła podążać za intruzem.  Śledzenie obcego zajęło jej cały dzień.
Kiedy już zapadał zmierzch, szatynka była wycieńczona. Nadal szła za obcym, jednak w pewnym momencie stanęła na małej gałązce. Chrzęst był cichy lecz nieznajomy  go usłyszał i z  szybkością błyskawicy obrócił głowę w stronę Violetty.
- Kim ty jesteś i dlaczego za mną idziesz? – spytał szatyn.
- To ja ci powinnam zadać pytanie „Kim jesteś?”
- Ja? Jestem Leon, mieszkam w tym lesie.
- M... m… m… m… mieszkasz. – wydukała dziewczyna
- Tak, a ty?
- Też tu mieszkam.  – powiedziała szatynka.
Violetta rozmawiała z chłopakiem do bardzo późnej pory. Kiedy Leon chciał już iść do siebie,  Viola zaproponowała aby przyszedł do niej, ponieważ jest bliżej. Szatyn zgodził się gdyż wiedział, że zanim by dotarł do siebie byłby środek nocy.
***
Violetta i Leon spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Każdego dnia stawali się sobie bardziej bliscy. Każde z nich wiedziało co przeżyło drugie. Co dzień rano brali kąpiel w jeziorze, robili pochód po lesie i wykonywali  swoje obowiązki. Po pewnym czasie żyli jak brat z siostrą, nie wstydzili się siebie, umieli się śmiać z niczego i nie potrzebowali słów by zrozumieć co mają na myśli. Miesiące mijały zbliżały się zimniejsze okresy, zwykłe lokum na rozłożystym drzewie nie wystarczało, więc zaczęli szukać nowego mieszkania. Dzięki świetnej znajomości lasu łatwo odnaleźli wielkie, grube, potężne drzewo puste w środku. Wnętrze po mimo rozmiarów drzewa nie było gigantyczne, wstawili tam najpotrzebniejsze rzeczy do przeżycia zimy. Mieli zamiar zrobić dwa legowiska do spania lecz miejsca był tylko na jedno. Wiele ich to nie obeszło zrobili to co mogli i byli z tego bardzo dumni. Brakowało tylko cieplejszych ubrań, jednak dzięki pomocy zwierząt Violetta zrobiła coś na wzór ocieplanych butów i kożuchów.  Człowiek dzisiejszej cywilizacji powiedziałby, że to kompletni wariaci i dzikusy, jednak dla nich było to spełnieniem marzeń bo wreszcie do czegoś przynależeli. Nikt się na nich nie wyżywał ani nie wyrzucał za nic, a to było podstawą do bycia szczęśliwym.
***
- Violetto pamiętasz jak ci opowiadałem o tym, że zanim zmarła mi mama chcieliśmy adoptować siostrę? – zwrócił się do szatynki Leon kiedy oboje się cieli przy ognisku przed ich drzewem.
- Tak, a co?
- A czy pamiętasz  jaki ci opowiadałem, że jednej dziewczynie powiedziałem, że nie chcę aby było moją siostrą bo boję się, że między nami coś więcej niż braterska miłość?
- Tak, a ty na pewno pamiętasz jak ci mówiła o podobnej sytuacji ze mną?
- Oczywiście, strasznie mi przypominasz te dziewczynę. – powiedział szatyn.
- A ty mi tego chłopaka. – wyszeptała Violetta, a w tedy Leon na jej ustach złożył delikatny pocałunek.  Potem spojrzał jej głęboko w oczy.
- Gdy w tedy cię spotkałem zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia, a nasze ponowne spotkanie sprzed kilku miesięcy odnowiło we mnie to uczucie. Kocham cię. – rzekł.
- Ja ciebie też. – odpowiedziała i namiętnie go pocałowała.
Chłopak nie pozostał jej dłużny odwzajemnił jej pocałunek ze wzmożonym uczuciem. Kiedy oderwali się od siebie oboje mieli przyspieszone oddechy. Patrzyli sobie w oczy, nie potrzebowali słów by wyrazić co czują. Wszystko widzieli w swoich oczach, które jak mówią są zwierciadłem  duszy. 
***

Minęło już kilka dobrych lat odkąd Leon i Violetta wyznali sobie miłość. Teraz jak sprzed laty mieszkają w lesie, który stał się ich prawdziwym domem. Mają małą córeczkę Annabel i synka Kordiana. Ich mieszkaniem jest wielka grota, którą odkryli gdy Viola była pierwszy raz w ciąży. W okresie zimowym dzielą ją z bardzo łagodną niedźwiedzicą, zresztą wszystkie zwierzęta w stosunku do nich są łagodne. Życie tej dwójki nie było uzależnione od nowoczesnych komórek, komputerów czy innej technologii, im wystarczał las i miłość jaką siebie obdarzali. Są żywym przykładem, że do szczęście nie potrzeba nie wiadomo co wystarczy miłość i uczucie, że wreszcie gdzieś przynależy.
_______________________________________________________
Oto Os który poszedł na konkurs, który w końcu się nie odbył. Dlatego też wam go wstawiam oceniajcie nie boję się żadnej krytyki. A i rozdział dodam jakoś za tydzień(sobota,niedziela lub piątek). Jeśli ktoś by chciał ze mną pogadać to jest moje gg50466850. Nie bujdzie się ja nie gryzę :) . 

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 10 "Dziękuje."

10 lat później
Leon
Już tyle lat mieszkam sam z Chiarą. Violetta i ja nie utrzymujemy kontaktów. Francesco się ode mnie wyprowadził do Fran i mieszka z nią i dzieckiem. Jace tylko pozostał u mego boku. Pomimo tego, że znalazł dziewczynę a aktualnie już żonę nadal jest przy mnie. Fede no cóż biedak jest w podobnej sytuacji życiowej jak ja. Samotnie wychowuje dzieci a dokładnie 5. Jedno z nich ma niespełna 2 lata. Biedaczek z niego ma ciężki orzech do zgryzienia. Odkąd nie ma z nim Ludmiły zmarniał. Przestał o siebie dbać, chodzi wiecznie smutny i przestał muzykować. Wszyscy do okoła pocieszają i mówią, że wszystko będzie dobrze. Dzięki temu jeszcze nie stracił wiary, że ją odzyska. Że się w końcu obudzi...
***
- Chiaro kochanie zejdź do kuchni śniadanie gotowe.
- Już idę tato. - krzyknęła moja córeczka.
Jak ją zobaczyłem zaniemówiłem. Wyglągała pięknie, jej brązowe włosy lekko opadała na ramiona a cały strój idealnie podkreślał jej sylwetkę.
- Ślicznie wyglądasz córuniu. 
- Dziękuje tatusiu. Kocham cię. 
- Ja ciebie też, maleńka. 
Śniadanie zjedliśmy w miłej atmosferze. Potem ja poszedłem do firmy a Chiara do szkoły. 
Zapowiada się naprawdę ładny dzień.
Chiara
Na szkolny korytarzu jak zwykle panuje hałas. Siedzę sobie pod salą i czytam książkę. Nagle ktoś mi zasłonił światło.
- Przepraszam czy możesz się przesunąć? - powiedziałam.
- Oj przepraszam zasłaniałem ci światło, już się przesuwam. - odwrócił się i powiedział chłopak. Kiedy zobaczyłam jego niebieskie oczy i brązowe włosy, zaniemówiłam.
- Dzięki. - w dukałam.
- Nie spoko, a i wiesz gdzie jest klasa 2a? Jestem tu nowy i przydzielono mnie do tej klasy.
- Tu, to znaczy tu w sensie, że ja chodzę do 2 a i w tej sali mamy lekcje.
- O to fajnie już będę kogoś znał. - powiedział i się uśmiechnął. Zaaragowałam lekkim śmiechem. Po chwili szatyn usiadł obok mnie.
- Co czytasz? - spytał.
- A nic, nic...
- No powiedz, proszę.
- Trylogię czasu.
- O czytałem bardzo fajna książka.
 Resztę przerwy spędziliśmy w milczeniu co raz się do siebie uśmiechając. To była najlepsza chwila w moim życiu.
Nagle zadzwonił dzwonek jak zwykle zdecydowanie za głośno. Kiedy już weszliśmy do sali, jak na dobrego wychowawcę przystało nasza pani przedstawiła nam nowego ucznia.
- Moi drodzy do naszej klasy dołączył nowy kolega Alec Night. Dosiądź się proszę do Chiary.
Jak nauczycielka wypowiedziała te słowa serce mi podskoczyło do gardła.
Resztę lekcji byłam w niebo wzięta, ponieważ Alec mi się strasznie podobał.
***
- Hej tatusiu. - powiedziałam jak przekroczyłam próg domu. 
- Cześć kochanie. 
- Tato?
- Tak.
- Dziękuję . 
- Za co?
- Za to, że jesteś. 
________________________
Napisałam rozdział a i nie martwcie się, że pominęłam tyle lat jeszcze do tego wrócę a swoim czasie. Jak wam się podoba? Mi szczerze średnio, ale nie mnie to oceniać tylko wam. Sorki za błędy ale jest 23.04 i mam prawo być padnięta. Pozdrawiam i życzę braku kartkówki na powitanie w szkole a szczegulnie z fizyki i chemi jak ktoś już ma:). Carmenia

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 9 "Była dla mnie tlenem, więc od dziś oddycham azotem"

Leon
Minął kolejny miesiąc odkąd mieszka ze mną Jace. Okazało się, że jest fajnym gościem. Wiem jeszcze miesiąc temu bym go zabił jednak dzisiaj jest moim drugim najlepszym przyjacielem. Wyprzedził nawet Fede w rankingu, może ze względu na to, że brunet został niedawno ojcem. Urodziły mu się dwie dziewczynki, o boże jaki on jest szczęśliwy. Te dzieciaczki są jego oczkiem w głowie. Ale wracając do Jace'a, dzięki niemu udało mi się zacząć żyć normalnie tzn. bez Violetty jako celu życia. Oczywiście utrzymujemy kontakt ze względu na małą. No właśnie Chiara, mieszka na zmianę to u mnie to u matki. Jednak zdecydowanie częściej u mnie, wydaje mi się, że to ze względu na nowego chłopaka Violki Cheta. Nie powiem co ona w nim widzi, ale niech se z nim będzie.
***
- Leon ktoś puka. - krzyknął Jace.
- To otwórz drzwi teraz jestem zajęty.
Usłyszałem jak otwierają się drzwi i tupot stup. Tak jak myślałem moja córka do mnie przyszła.
- Hej tausiu. - krzyknęła i rzuciła mi się na szyję.
- Cześć maleńka jak tam?
- Źle, mama nie już w ogóle dla mnie czasu. Chet to Chet tam to.
- Kochanie nie przesadzaj. Mamusia nadal cię kocha.
- Mama już nie jest tą mamą którą była. Zmieniła się bardzo. Nie już tą osobą, którą kochałeś tausiu.
- Wiem kochanie. Ale w życiu potrzebne są zmiany. Jak chcesz możesz u mnie zamieszkać, mam nad tobą pełne prawa a ty masz przywilej wybrać z którym z rodziców chcesz mieszkać.
- Wiem o to cię chiałam poprosić.
Po tych słowach Chiara mocno się do mnie przytuliła. Miała tylko 4 lata a tak dużo wiedziała i rozumiała. Kiedy mała tuliła do pokoju weszła Violetta.
- Co ty tu robisz?
- Mam do ciebie sprawę. Chiaro możesz wyjść do Jace'a. - powiedziała i wyprowadziła małą.
- Co chcesz?
- Widzieć czy coś jeszcze do mnie czujesz?
- Violetto byłaś dla mnie jak tlen, więc nauczyłem się oddychać azotem. Powiedziałem i wyszedłem z pokoju.
____________________________
Jak wam się podoba wiem krótki ale jestem na majówce i napisała na szybko.

sobota, 19 kwietnia 2014

Konkursik ^^

Hejo, wpadłam na pomysła aby urządzić wam konkurs na Os. Aby się odbył muszę dostać minimum 3 potwierdzenia o udziale. A to są zasady:
1. Temat dowolny, miło by było coś innego niż dorosłe życie, studio i inne najczęstsze tematy. (Oczywiście jeśli Os będzie świetny a będzie miał taki temat to ma szansę na nagrodę) Bez tematyki 18+
2. Postacie dowolne, można wprowadzić z poza serialu.
3.Cenzura średniej jakości co oznacza można trochę się powyzywać ;)
4. Praca musi mieć ponad 800 słów.(800 względne minimum)
5. Prace przysyłamy na mego maila: ania.blogger@tlen.pl , format pracy doc. (Microsoft word) ewetualnie Open Office(ja i tak przegram do worda).
6. Termin przysyłania prac: od 22 kwietnia do 20 maja, wyniki ogłoszę 20 albo 21 maja.
I teraz najlepsze nagrody:
I miejsce: tydzień prowadzenia ze mną bloga, reklama bloga przez 40 (od ogłoszenia wyników), odpowiem na max. 23 pytania, możliwość rozmowy przez skype'a(co do tego trzeba uzgodnić datę i godzinę przez gg), pozyskanie mojego FB i fikcyjnego na Twitterze.
II miejsce: 5 dni prowadzenia ze mną bloga, reklama bloga przez 30 dni, odpowiem na max. 17 pytań, możliwość rozmowy przez skype'a(warunek jak wyżej), pozyskanie mojego fikcyjnego konta na fb.
III miejsce: 3 dni prowadzenia ze mną bloga, reklama bloga przez 20 dni, odpowiem na max. 10 pytań, pozyskanie mojego fikcyjnego konta na fb.
Wyróżnienie: odpowiem na 1 pytanie, reklama bloga przez 10 dni.
Istnieje możliwość nie przyznania np. 3 miejsca, a zamiast tego może być wyróżnienie. Liczba Wyróżnień jest zależna od ilości przysyłanych prac, będzie się wahać od 0 do 3.
No i jeszcze ciut informacji. osoby, które mają przewidziane w nagrodzie prowadzenie bloga muszą się stosować do tego regulaminu:
Nie możecie:
1. Wzywać, nie obrażać innych
2. Używać wulgaryzmów(co do no nich nie zaliczam: cholera,  zajebiste i pochodne, zarąbiście)
3. Usuwać komentarzy
4. Czytać postów w wersji roboczej bez mojej zgody.
Możecie:
1. Dodawać swoje Os'y.
2. Paczać na statystyki.
3. Zmieniać szablon ale tylko za moją zgodą.
4. Reklamować bloga.
5. Dawać linki do dowolnych stron.
W razie jakiś nie jasności pisać na moje GG: 50466850 , lub gmaila: carmenia2000@gmail.com
Życzę weny i pozdrawiam Carmenia

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 8 "Ten nowy..."

Leon
Miął już 4 dzień od kiedy wróciłem z Hiszpanii.I przez te cztery cholerne dni zdążyło się już wiele wydarzyć.
Uno Francesco zostanie prawdopodobnie ojcem, due kuzynka Fran zawróciła Marco w głowie, tre pojawił się ten nowy. Nie wiem jak mu tam było Ja , Jace nie ważne, w każdym razie wkurza mnie gościu na maxa. Wszystkie dziewczyny wpatrzone w niego jak w obrazek. Violetta lata za nim jakby był ósmym cudem świata, albo jakimś aniołem(od autorki: jakby nie patrzeć w sumie jest :D). No i oczywiście gdzie mieszka pan idealny? U mnie zamieszkał u mnie, blondasek chyba wiedział, że mi nie przypadł do gustu. Nawet moja kochana Chiarusia się ze mną nie zgadza, uważa,że on jest uroczy.
- Hej idę na miasto z resztą wybierasz się? - spytał się ten cały aniołeczek.
- Ta, może idę. A ty masz zamiar iść bez koszulki czy może się ubierzesz. Wiesz jeszcze stado dziewczyn cię porwie i powyrywa te twoje włoski.
- Jesteś bardzo zabawny. A co do moich włosów one są święte i jeśli ktoś ma ich dotykać to tylko ja. - odpowiedział poprawiając tę swoją fryzurkę.
Jace wygląda lepiej w czerni niż wdowy
jego wrogów z 1234r. :) Nie każdy wie o co chodzi.
Kiedy wyszedł z mojego pokoju szybko się zebrałem, założyłem jakąś koszulkę i pierwsze lepsze szorty. Jak wyszedłem z pokoju on stał już w towarzystwie wszystkich  moich znajomych. Ale w porównaniu do mnie ubrał się jakby miał iść na randkę.
- Cześć wszystkim. - powiedziałem kiedy znalazłem się na dole.
- Siema. - odpowiedzieli mi chórkiem.
Kiedy już byliśmy na mieście i dziewczyny poszły do jakiegoś sklepu z butami. Zgromadziliśmy się z Jacem przy drzwiach.
- Ej, Jace co ty robisz, że laski tak do ciebie idą. - spytał Fede. Za co pewnie Ludmi by go zabiła.
- Wiesz jestem szalenie atrakcyjny...
- Panie atrakcyjny skromność to też atrakcyjna cecha. - powiedziałem.
- Tylko u brzydkich ludzi. - skwitował. (od autorki: cytacik, ten lovciam)
Kiedy skończył się ten okropny dzień spędzony w towarzystwie p. Idealnego, myślałem , że wyjmę jakiś nóż i go zabiję. Albo chociaż okaleczę ale mój najlepszy przyjaciel Franco wybił mi ten pomysł z głowy mówiąc, że nie długo na pewno znajdzie sobie ten fagas mieszkanie. Oj nie wiedział jak się mylił.
___________________________________________________
Takie krótkie, no i macie nowego. Jak widzicie Leoś za nim nie przepada, ale ja tak :). Początkowo chciałam mu dać na imię Alec ale się rozmyśliłam. No i oddaje hołd i inne takie Cassandrze Clare bo w sumie to ona stworzyła Jace'a. Jeśli ktoś czytał Dary Anioła kmini o co mi chodzi z dopiskiem pod zdjęciem.
Całuski Carmen

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 7 "Tylko tego brakowało!"

Leon
Nie minęło 10 minut a ja i Violetta pędziliśmy do mojego pokoju. To  co zasugerowała Viola naprawdę mnie przeraża. Że niby Franco i  Fran. Powinienem z nim poważnie porozmawiać, chyba zlikwiduję mu wolne  co wieczór jeśli się potwierdzi to co mam na myśli. Kiedy otworzyłem zamaszyście drzwi do mojego pokoju i wpadłem jak huragan zobaczyłem jak się całują. Czy oni naprawdę do cholery nie mogli by trochę dorosnąć.
- Przepraszam was gołąbeczki ale musimy porozmawiać. Teraz już, natychmiast.
- Dokładnie. - poparła mnie Vilu, która właśnie w parowała do środka.
- A o czym? - spytała jak gdyby nigdy nic Francesca.
- Czy może jedno z drugim udawać głupich i powiedzieć to co chcemy wiedzieć. - krzyknęła szatynka i rzuciła znaczące spojrzenie Fran, patrząc co raz na Francesco.
- No a nawet jeśli to co nam zrobicie. - mruknęła włoszka.
Na początku nie zorientowałem się o co chodzi. Jednak po chwili do mnie dotarło. Potwierdziły się moje obawy.
- Francesco od teraz likwiduję ci wolne wieczory. A i bierz walizki wylatujemy w tej chwili.
- Ale dla... - zaczął mówić lecz gdy napotkał moje spojrzenie zamilkł. - Tak jest szefie, się robi.
Marco
Od wczorajszego wieczoru, chodzę cały wściekły. No i dzisiaj Fran mi przekazała, że jest oficjalnie z tym tlenionym blondaskiem. Po prostu super, z dnia na dzień cały mój świat legł w gruzach, ale się jeszcze zemszczę. I pomyśleć, że zerwała ze mną bo zrobiłem jej bachora. Kurde i teraz wszystko moja wina a przecież to ona się mi pchała do łóżka a nie ja jej. Teraz pewnie już się p******** z nim i powie mu, że to jego. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Wejść!
Do pokoju ku mojemu zaskoczeniu nie wszedł Leon, blondas, Fran ani nawet Violetta tylko jakaś ciemnowłosa piękność. Jej oczy były tak znajome a zarazem tak obce. Takie oczy miała Fran.
- H..he..hej. - wydukałem
- Cześć, jestem Lodovica kuzynka Francesci, mów mi Lodo.
- Marco, miło mi.
- Przyszłam po rzeczy Fran.
- Pomogę ci i tak właśnie miałem je znosić na podwórko. - powiedziałem a ona się słodko uśmiechnęła.
Wziąłem walizki swoje i mojej byłej, po czym zszedłem po schodach na dół wraz z Lodo.
Violetta
Jestem już gotowa do wyjazdu, mam wszystkie rzeczy, ubrania i zabawki Chiary. Brakuje mi tylko właśnie jej. Od półgodziny chodzę i jej szukam po całym budynku. Mój samolot i tak już odleciał 20 minut temu więc nie mam po co się śpieszyć. Pytałam Leona czy nie widział małej ale nie. Nagle usłyszałam krzyk. Wbiegłam na korytarz i zobaczyłam  moją córkę z zakrwawioną rączką.
- O boże kochanie co ci się stało?
- Boooliiiiii..... - jęczała mała.
- Chodź zaraz coś poradzimy.
Kiedy już opatrzyłam ranę na szczęście nie była głęboka, do pokoju wszedł Leon z rozwaloną głową.
- Tylko tego brakowało. - powiedziałam i wzięłam się za głowę Verdasa.
_______________________________________________________________
Wow to teraz to ja naprawdę przesadziłam opublikować takie wypociny. Wiem to jest okropne, jednakże mam pomysła na dalszą część tych tortur dla was. I mogę powiedzieć tylko jedno Leonetty jeszcze nie będzie z pewnego powodu, który nawet ma imię... Zgadujcie i od razu mówię nie zgadniecie tego imienia bo to nie jest ktoś z serialu. Tak dojdzie ktoś nowy. No właśnie wprowadziłam Lodo do opowiadania(ach ta moja pomysłowość do imion). Ale dosyć mojego dopisku bezsensu. Piszcie w komach jak wam się podobało. Zapraszam do wchodzenia na mojego drugiego bloga, i do zakładki "Zapytaj bohatera".
Całuski Carmen
PS Mam szlaban więc nie wiem kiedy kolejna część os i rozdział 8. Pzyklo mi :'(

środa, 26 marca 2014

One Shot cz.1 „Nemo in amore videt…”*

Kolejny dzień siedzę na parapecie i patrzę przez okno. Obserwuję gwiazdy i niebo. Codziennie czuję się co raz słabsza. Każdy zadawany cios boli co raz mocniej, chociaż już się do nich przyzwyczaiłam. Mam już dość swojego życia, odkąd babcia odeszła nie pozostał już nikt kto by mnie kochał. Kiedy tęsknie za tymi latami kiedy jeszcze się dla nich liczyłam, biorę do ręki moją starą Przytulankę. Nie duży w biało – brązowe łaty, bez ucha i części pluszu piesek. Czuję się przy nim bezpieczna i kochana pomimo całego otaczającego mnie świata. Kiedy wchodzę uśmiechnięta do szkoły wszyscy myślą, że moje życie jest idealne. Nie wiedzą jak się mylą.
***
- Violetto czym mogłabyś wreszcie zejść na śniadanie trochę szacunku dla starszych. Masz 17 lat a zachowujesz się jak głupia smarkula.
- Przepraszam tato, już schodzę. – odpowiedziałam.
Kiedy zeszłam na parter napadła na mnie moja macocha, Xenia i jej córeczka laleczka Laurie. Jak ja ich nienawidzę najchętniej bym im powyrywała te tlenione włoski i wywaliła obie za drzwi. Na szczęście nie zdążyły mi dużo na wciskać bo do domu wszedł chłoptaś panienki L.
- Hej kochanie! – wrzasnęła ty swoim piskliwym głosikiem.
- Cześć. – odpowiedział jej i delikatnie pocałował.
Te ich scenki czułości doprowadzają mnie do mdłości. Po prostu rzygam tęczą.
- A ta dziewczyna to kto? – spytał się brunet Laurie patrząc na mnie.
- To moja przyrodnia siostra. Zero stylu i jakiego kol wiek gustu. – bąknęła
Ja zamiast odpyskować się tej laluni co powinnam była zrobić odeszłam dumnie z gracją prezentując jak głęboko mam jej uwagi.
Kiedy tamci zachwycali się migdaleniem się naszej kochanej parki.
Ja szybko zjadłam śniadanie i zabierając swoje rzeczy wyszłam z domu. Miałam dość grupki zadufanych w sobie palantów. Teraz muszę zorganizować sobie czas bo jest sobota. Najlepiej by było gdybym uciekła z tego miasta i nigdy przenigdy nie wróciła. Nagle na kogoś wpadłam i poczułam jak moja bluzka robi się mokra.
- Przepraszam cię, nie chciałem. – powiedział chłopak na którego wpadłam.
Gdy już wstałam utonęłam w jego zielonych oczach.
- Nic się nie stało tylko jestem trochę mokra.
- Odprowadzę cię do domu tam się przebierzesz a potem kupie ci lody na przeprosiny.
- Ale ja tam nie chcę wracać wszędzie byle nie tam. – krzyknęłam mimo wolnie.
- Dobrze, dobrze to pójdziemy do mnie bo taka mokra chodzić nie możesz.
Kiedy mnie złapał za rękę i lekko pociągnął poszłam za nim. Wzbudzał we mnie zaufanie. Gdy już byliśmy u niego w domu byłam zmęczona.
- Zaraz ci znajdę jakąś bluzkę. Ostatnio moja siostra zostawiła mnóstwo ciuchów.
-Dzięki, naprawdę nie trzeba było.
Szatyn uśmiechnął się i światu ukazały się jego urocze dołeczki. Ja również się uśmiechnęłam. To był pierwszy szczery uśmiech od długich lat.
- Proszę. – powiedział podając mi bluzkę.
- Dzięki. – odpowiedziałam i poszłam się przebrać.
Resztę dnia spędziłam razem z uroczym szatynem o imieniu Leon. Kiedy zapadł zmrok był taki uprzejmy, że odprowadził mnie pod dom.
Jak przekroczyłam próg domu zaczęły się krzyki i obelgi ale dzięki wspaniałemu chłopakowi nie zwróciłam na nie uwagi i poszłam prosto do swojego pokoju.  
Kiedy rano wstałam byłam cała w skowronkach. Nic nie mogło mi zepsuć tego humoru, nawet moja przeklęta rodzinka. Jak już się ubrałam i zeszłam za parter spotkałam Laurie. Jak zwykle mówiła o tym, że krowa ma lepszy gust niż ja. Po wysłuchaniu wszystkiego tylko się szeroko uśmiechnęłam i powiedziałam jej, że ona też wygląda dziś ślicznie. Gdy usiadłam do stołu wszyscy patrzyli się na mnie jakbym była chora. A na każdą złośliwą uwagę odpowiadałam uśmiechem. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Violetto idź otwórz. – powiedział twardo i bez uczuć mój tato.
Nic nie odpowiadając wstałam od stołu i poszłam do drzwi. Gdy je otworzyłam zobaczyłam w nich Leona. Serce mi podeszło do gardła, jednak on nie mógł tego zauważyć bo już dawno nauczyłam się oddzielać ciało od moich odczuć , myśli i ogółem całego umysłu.
- Hej co tu taj robisz? – spytałam grzecznie.
- Chciałem się ciebie zapytać czy nie  poszłabyś ze mną i moimi przyjaciółmi dzisiaj do wesołego miasteczka?
- Pewnie tylko dokończę śniadanie i już z tobą idę. Wejdź już kończę.
Kiedy weszłam ponownie do jadalni z Leonem wszyscy zamarli. Ja żeby ukryć moje rozbawienie uśmiechnęłam się do nich wszystkich i każdego z osobna.
- A no tak moi drodzy to mój  przyjaciel  Leon.
Twarz Xenii zbielała, jak ujrzała Leona w całej jego krasie.
*Nikt nie widzi w miłości... 
_______________________________________________________________
Tak mnie naszło no i wiem naszło mnie na badziewie. Ale cóż poradzić mój brak talentu mnie powala. Piszcie jak wam się podobało. Czekam na komentarze. 
Całuski Carmen 

sobota, 1 marca 2014

Rozdział.......nie notka bez ładu i składu

Hejo, mam dla was kilka informacji.
1. Rozdziału nie ma i na razie nie będzie może dodam w przyszły weekend.
2. Dodałam zakładkę "zapytaj bohatera", zachęcam do pytania.
3. Czy jest ktoś chętny do prowadzenia ze mną tego bloga?
4. Nie przejmować się jak będzie jakieś nawiązanie do jakiejś książki, bo ja je kocham. Teraz czytam Dary Anioła.Więc może być z tego jakiś cytacik czy cóś.
UWAGA!UWAGA!(BO PISZE ŁAMAGA)
Mam dla was propozycje nie do odrzucenia. W każdym miesiącu zaczynając od kwietnia będę dodawać moje głupie dopiski do nie których zdjęć.Oferta ważna do odwołania. Chcę wiedzieć co o tym sądzicie, i czy się zgadzacie.
To chyba skończyłam moją paplaninę przelaną na papier(w tym przypadku na ekran).
MINI KONKURSIK!
Narysuj na kratce, w komputerze czy na czym kolwiek twoje wyobrażenie mnie i prześlij na mojego maila(ania.blogger@tlen.pl) lub gmaila(carmenia2000@gmail.com). Najciekawsze prace zostaną nagrodzone(nagrodę se wybieracie sami). W komisji ja i moje ego.
Życzcie mi weny.
Besos Carmenia

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 6 ~Zmiana o 180 stopni...~

Leon
Biegłem i biegłem za Violettą, pewnie usłyszała coś z tego co mówiłem i źle zrozumiała. Postanowiłem wykorzystać sztuczkę z podstawówki. Przyspieszyłem, wyprzedziłem ją bokiem i ustawiłem się tak, że wpadła w moje ramiona.
- Po co mnie gonisz? Idź sobie tej twojej "jedynej"!
- Violetta to nie tak jak myślisz, źle to zrozumiałaś. Kiedy to mówiłem miałem na myśli...
- I co zatkało cię nie powiesz nic więcej, bo co mam rację. Która to, pewnie Lara? - powiedziała przez łzy.
- Violetta, ty nic nie rozumiesz.
- O czyli teraz to ja nic nie rozumiem. Fajnie wiedzieć. Dzięki, że mnie o tym poinformowałeś.
- Mamusiu, nie krzycz. - powiedziała Chiara, która pojawiła się ni stąd ni zowąd.
- Nie teraz kochanie muszę porozmawiać z tatusiem. - powiedziała i odsunęła ją.
- Violetta chyba nie zamierzasz kłócić się przy dziecku?
- Ona ma dopiero 4 lata, Leon...
- Ona ma aż 4 lata i rozumie więcej niż niektórzy dorośli.
- O czyli ja, matka, rodzicielka małej, którą opiekuję się od zawsze wiem mniej niż kochany tatulek, który zna swoją córeczkę od kilku dni.
Nie wytrzymałem uroniłem łzę, taką jedną niezauważalną jednak Chiara ją dostrzegła.
- Widzisz mamusiu przez ciebie tatuś płacze, a przecież on cię kocha najbardziej na świecie sam mi to powiedział. - wykrzyczała zdenerwowana 4 - latka.
Teraz czekam aż podejdzie do mnie wydrze się na mnie i walnie mnie w twarz. No i tak jak podejrzewałem podeszła i otworzyła usta, ale zaraz potem je zamknęła. Uniosła rękę otarła mi łzę z policzka i przytuliła mnie. Zamurowało mnie. Myślałem, że znowu zrobi awanturę a ona tak po prostu mnie przytuliła.
- Ja ciebie też Kocham. - wyszeptała prawdopodobnie z zamiarem abym tego nie usłyszał. Nie udało jej się.
Rozejrzałem się i zobaczyłem, że zostaliśmy sami mała sobie poszła do pokoju.
- Musisz popracować na szeptem.- powiedziałem ściszonym głosem.
Ująłem jej twarz w ręce i delikatnie pocałowałem. Potem odszedłem zostawiając ją z jej własnymi myślami.
Violetta
Stałam jak wryta i patrzyłam się ślepo przed siebie. Jestem teraz w siódmym niebie. On mnie kocha, nie powiedział tego mi wprost ale dzieci nie kłamią. Jak ja go kocham, kocham go najbardziej na świecie. Nikt od bitych 4 lat nie uczynił mnie bardziej szczęśliwą niż jestem teraz.
- Violetta coś się stało? - spytał mnie Fede, który właśnie wracał do pokoju.
- Nic jestem tylko najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. - wykrzyczałam i rzuciłam mu się na szyję.
Zaraz go puściłam bo zobaczyłam Ludmi. Ona też musiała dostać wyraz mojej nieogarniętej radości.
- Dobra nie pytam się dlaczego to zrobiłaś. Ja się pytam skąd ta radość.
- Chodźmy do pokoju to ci opowiem. Same! - to ostatnie było rzucone do Fede, który ze zrezygnowaniem powlókł się piętro niżej.
Kiedy już byłyśmy w pokoju usiadłam cała rozdygotana w mojej euforii.
- Mów.
- No to tak. Kłóciłam się z Leonem. I przyszła mała a ją odsunęłam i miałam zamiar mu jeszcze coś powiedzieć. Jednak on nie chciał się, kłócić przy dziecku. No i jak właśnie o to zaczęliśmy się kłócić. Mała wykrzyczała, że przeze mnie Leon i płacze, i że mnie kocha najbardziej na świecie i, że sam jej to powiedział.
- Naprawdę?
- Poczekaj to jeszcze nie koniec. Potem spuścił głowę a ja do niego podeszłam otarłam mu łzę i go przytuliłam. Ale był zaskoczony.
- O jak słodko mów co było dalej.
- Wyszeptałam, że też go kocham mając nadzieje, że nie usłyszy. On jednak usłyszał i mnie pocałował.
- Co zrobił? Naprawdę to zrobił. Zresztą po co ja się pytam, gdyby tego nie zrobił nie wyglądałbyś tak.
- Wiesz, jak ja cię kocham? - powiedziałam i obie położyłyśmy się ze śmiechu.
Fede
Śmiech dziewczyn było słychać piętro niżej. Z czego one mają taki zaciesz? Chyba pójdę do Leona.
Albo nie bo Francseco jeszcze nie ochłonął po tych zdarzeniach. Zajrzę do Chiarusi ona jest taka urocza.
Kiedy wszedłem do pokoju mała bawiła się lalkami.
- O wujek Federico.
- Hej maleńka. Jak tam?
- Super extra fantastycznie!
- A to dlaczego?
- Pogodziłam rodziców, udało mi się ich pogodzić.
- Dzieci i ich magiczna moc. Nie ogarniam.
- Nie musisz wujaszku. Jak będziesz miał swoje dzieciaki poznasz rąbek tej tajemnicy.
- Jesteś bardzo inteligenta. Dobra mała muszę iść do twojej mamy i Lu bo zaraz rozsadzą pokój.
Leon
Siedzę z Francesco, Marco i Fran w jednym pokoju. Panowała całkowita cisza. Marco siedział i patrzył nienawistnym spojrzeniem na Fran, mój najlepszy przyjaciel miał zwieszoną głowę a Francesca opierała zapłakaną twarz na ramionach włocha.
Cisze przewał zgrzyt zębów hiszpana kiedy włoszka wtuliła się w blondyna.
- Ej, ej bez takich. - powiedziałem.
- Łatwo ci mówić, ty przed chwilą całowałeś się z Violettą.
- Co robiłeś? - spytała Fran.
- No całowa...
- Nie jestem głucha, dziwie się tylko, że jesteś taki szczęśliwy.
- Bo powiedziała, że mnie kocha. To co mam robić siedzieć ja Franco i patrzeć przymulony w podłogę.
- Nie mów tak o nim. - krzyknęła brunetka prawie nie urywając mi głowy.
- Fran, proszę cię uspokój się, pogódź się z Marco i wszystko będzie normalnie. Tak jak kiedyś. - wyszeptał mój najlepszy przyjaciel.
- Ale jak nie chcę, żeby było tak jak wcześniej ja chcę ciebie.
- Przgiełaś. - wrzasnął Marco i rzucił się w kierunku gdzie siedziała jego była dziewczyna.
Jednak zanim zrobił coś głupiego wykręciłem mu ręcę i odprowadziłem na bok. Spojrzałem mu głęboko w oczy i zobaczyłem wściekłość, ból i odrzucenie..
Następnego dnia 
Kiedy wstałem Francesco już zdążył nas spakować. Przyszykował mi ciuchy i zrobił śniadanie. Dziś wyjazd.
- Wstałeś leniu, nareszcie. Szkoda takiego pięknego dnia na spanie. - powiedział blondyn.
- Czegoś nie rozumiem przed snem byłeś przygaszonym sknerą a teraz tryskasz pozytywną energią. Co się stało?
- Dużo się stało. Dziś rano Fran wyznała mi miłość czy to nie wspaniałe.
- To naprawdę miło, ale jeszcze wczoraj chciałeś, żeby wszystko było normalnie.
- Ale wczoraj inaczej myślałem, teraz jest ona.
- Franco ale mi tu idzie o Marco wiesz jak on się czuje. Dla niego to stało się tak nagle. Z dnia na dzień stracił ukochaną i przyjaciela w swoich szeregach. Bo teraz na pewno jesteś raczej na czarnej liście.
- Masz trochę racji ale wiesz Fran od dawna mi się podoba i dobrze o tym wiesz a teraz jesteśmy razem. To takie wspaniałe.
Nie chciałem i nie mogłem już go słuchać oczywiście ciesze się jego szczęściem i w ogóle ale współczuje Marco. Idę do Violetty ona zawsze wie co robić. Kiedy wszedłem bez pukania do pokoju Violi, ona paradowała w samej bieliźnie.
- Leon pukać cię mama nie nauczyła.
- Violetta mam problem z Francesco.
- Zaraz ci pomogę.
Vilu pokrzątała się chwile po pokoju i nic w efekcie nie robiąc usiadła obok mnie.
- Ja też mam problem ale z tobą. - powiedziała i zaczęła całować mnie po karku.
- Violetta nie możemy tu i teraz, mała.
- Chiara mamy z głowy na kilka godzin. Jesteśmy sami. - powiedziała między pocałunkami.
Nadal opierałem, jednak Violetta już zdążyła rozpiąć moją koszulę i próbowała zmienić moją pozycję. Nadal siedziałem uważałem, że nie powinńsmy.
- Leoś no weś, nie bądź taki. Przecież wiem, że chcesz.
Dlaczego ona mi to robi. Jestem taki słaby.
- Dlaczego mi to robisz. - powiedziałem i zacząłem ją całować.
1,5 h później
Leżeliśmy cali nadzy w łóżku. Jak jej się udało mnie do tego namówić.
- Leoś czemu jesteś taki smutny. Nie podobało ci się tak.
- Naprawdę myślisz, że było mi źle. To było wspaniałe. Ale martwie się Francesco i jego nową dziewczyną.
- A no tak Fran mi już mówiła. To straszne czy ona wie jak przez nią Marco cierpi.
- Mówiłem to samo Franco ale jest w takiej euforii, że nic do niego nie dociera.
- Chwila on jest w euforii.
- No tak, .... chyba nie myżlisz....
- ....że zaszłomiędzy nimi coś więcej. - dokończyła i oboje głośno przełkneliśmy ślinę.
_______________________________________________________________________________________
Napisałam ten rozdział, nareszcie. Jak wam się podoba? Mi osobiście średnio... A no i szukam kogoś kto by chciał pisać ze mną tego bloga. Tu macie maila: ania.blogger@tlen.pl
a tu gmaila:  carmenia2000@gmail.com . Pozdrowionka Ps. Chcecie walentynkowego OS?

piątek, 31 stycznia 2014

Malutka mega ważna prośba....

Moja koleżanka prowadzi stronkę o violce na fb i ostatnio trochę się wkurzyła. Jak możecie to zerknijcie bo mam dość jej wyżaleń na ten temat. Nie obrażaj się tu Julciu przypadkiem. Tu macie link https://www.facebook.com/Violettowicze . Zerknijcie proszę bo ona mi odbiera wenę tą gadaniną.

czwartek, 30 stycznia 2014

OS ~Kiedyś cię znajdę...~

Autor: Carmenia2000
Violetta ma 33 lata. $~$~$~$~$~$~$~$~$~$~$~$~$
Kolejny dzień przepłakuję to, że go nie ma. Zostały mi po nim tylko instrumenty, ubrania i wspomnienia. Wszystko mi go przypomina. Ławka w parku, studio i dzieci nasze dzieci. Mam 4 wspaniałych dzieci: 13 letnie bliźniaczki Julia i Rosa, 10 letniego Jacobo oraz 5 letniego Jorge. Chłopcy są do niego tak podobni nie ma go już 4 lata. Nie wiem czy umarł czy żyje, zaginoł poprostu pojechał do sklepu i nie wrócił. Obiecałam sobie, że kiedyś go znajdę. Zawsze gdy jestem sama pośpiewuje sobie.
Kiedyś cię znajdę...znajdę cię
W końcu znajdę
Jestem co raz bliżej wiem

- Mamo? - wyrwał mnie z mojego transu Jorge.
- Tak kochanie? Co się stało?
- Czemu płaczesz? Myślałaś o tacie prawda? Nie martw się znajdziemy go. - powiedział. On już tak dużo rozumie.
Zamiast coś mówić mocno go przytuliłam, zaraz zleciła się reszta i przyłączyła się do nas.
- Kocham was.
- My ciebie kochamy. - powiedzieli chórem.
Nagle za oknem zobaczyłam Leona. Ale to nie możliwe, przecież zaginął.Moje córeczki zauważyły moją minę i aby mi poprawić humor zaczęły śpiewać.

Dość mam zakręconych prób.
Nie oddychaj! Pauzę zrób! Pan reżyser sto pomysłów ma.
Stój! Poczekaj! Przerwij bo,
taka barwa to nie to.
Nagrywamy. Cisza. Próba trwa.
Oczy zamykam, uciekam.
Na wielkiej scenie,
jestem w blasku lamp.

Śpiewam i tańcze.
Mój teatr jest wielki.
A skrzypek gra pięknie,
i kocha mnie tak.
Śpiewam i tańczę.
Jak dobrze i lekko,
zza sceny ktoś mruga,
i daje mi znak.
. ...
Tak pięknie śpiewają, przypominają mi tak ich ojca.
- Ślicznie. Jak wasz tatuś. On tak kochał jak to śpiewałyście.
Jeszcze raz się przytuliliśmy i właśnie w tędy zadzwonił telefon.
V: Halo?
F: Viola, tu Fran. Chyba oszalałam ale widziałam Leona.
V: Już do ciebie idę.
F: Zostawi tylko dzieci w domu.Dziewczynki sobie poradzą.
V: Dobrze pa.
- Dzieciaki zaraz wracam zostańcie chwilę.
Nie czekając na odpowiedź wybiegłam z domu. Wzięłam kluczyki od auta i dałam gazy. Dzięki Bogu nie miałam, żadnego wypadku.
- Fran, gdzie go widziałaś? - krzyknęłam do przyjaciółki stojącej na schodach.
- Tu, stał tu i patrzył się ze łzami w oczach w okno.
- Też go dziś widziałam, był chwilę pod moim domem.
- Czyli nie zwariowałam, ok.
Przez najbliższą godzinę biegałyśmy po okolicy. Byłyśmy strasznie zmęczone i właśnie dlatego wstąpłyśmy do mnie. Dzieciaki się strasznie ucieszyły. Fran była dla nich jak ciocia. Kiedy piłyśmy herbatę przed oknem znowu stanął on. Nie wiele myśląc wybiegłyśmy przed dom. Jednak on zniknoł tak szybko jak się pojawił.
- Cholera.- wyrwało mi się.
Francesca mnie przytuliła i właśnie wtedy wyszła Julia.
- Widziałyście tatę prawda? Też go często widzę, chodzi koło domów naszych znajomych, patrzy się w okna i odchodzi.
- Dlaczego mi tego nie powiedzialaś?
- Bałam się, w końcu uznali go za zaginionego. Nagle usłyszałam śpiew, śpiew, którego nie można pomylić z żadnym innym. Natychmiast pobiegłam w tamtym kierunku. Zobaczyłam Leona śpiewającego Podemos. Usiadłam obok niego i spojrzałam mu prosto w oczy, tak to był on. Wyglądał jakby nie wiedział kim jestem. Postanowiłam mu to przypomnieć i pocałowałam go. W jego oczach dostrzegłam błysk.
- Violetta? Już sobie przypominam. 4 lata kojarzyłem osoby, miejsca i melodie i nie wiedziałem dlaczego. Nie wiem dlaczego ale jedyną piosenką jaką pamiętałem.
- Wiedziałam, że cię znajdę. Nie wiesz jak bardzo tęskniliśmy.
- No tak dzieciaki. Co u nich? - Chodź. - powiedziałam i poszliśmy w stronę domu.
Kiedy doszliśmy do domu dzieciaki rzuciły się na Leona. Dziewczynki zaśpiewały a chłopcu zaraz po nich. To najlepszy dzień mojego życia bo pokazałam całemu światu, że moje "Kiedyś cię znajdę" było prawdziwe.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Wow sama się dziwie jak to napisałam. Os natchniony magią chwili. Pomysł przyszedł z nikąd. Jak wam się podoba? Piszcie w komach. Besos

wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 5 ~Małe dzieci rozumieją więcej niż nam się wydaje...~


Violetta
Do jasnej cholery czego oni się tak drą!! Dziecko śpi!! Idę do nich.
Kiedy zeszłam doznałam szoku, wszyscy zlecieli się do drzwi Leona.
- Co tu się dzieje? Leon chodź tu..
Wstał i podszedł do mnie. Patrzył na mnie spojrzeniem "jeśli masz zamiar robić awanturę to sobie odpuść".
- Chuchaj. - powiedziałam
- O co ci do chole...
- Chuchaj. - powiedziałam stanowczo. Czułam się głupio bo wydawało mi się, że mówię do10-latka.
Ale na szczęście chuchnął.
- Zaiwaniaj do Chiary zabawiaj ją a się zajmę  tym towarzystwem .
- Ale dlaczego mam iść, przecież wychla...
- To była woda ze specjalnymi ziołami. Francesco podmienił, a teraz już cię nie ma.
- Ale jak to...
- Boże Leon jak 10-letnie dziecko idź już ddo Chiary bo się popłacze.
Po tych słowach Leon zerwał się i pobiegł do małej.
Leon 

Tak jak mi kazała poszedłem piętro wyżej. Kiedy wszedłem do pokoju mała siedziała na łóżeczku.
- No wreszcie jesteś. - powiedziała bardzo wyraźnie.
- Od kiedy mówisz tak ładnie?
 - Nie wiem może odkąd mam 3 lata. Tylko przy mamie robię z siebie bezbronną dziewczynkę.
- Dobrze, więc co robimy? - spytałem.
 - Oglądamy.
- Co?
- My little pony.
 Zrobiłem wielkie oczy bo nie wiedziałem o co chodzi. Dopiero gdy mała włączyła płytę kapłonem się.
- Przewinę tę nudną część. - powiedziała. - O to jest fajne.
Na początku Chiara opowiadała o co chodzi i w ogóle. Potem leciał inny odcinek a potem następny itd. Podczas oglądania dotarło do mnie, że muszę uwierzyć w siebie i stawić czoło swoim lękom. No i przy okazji, że zawsze mogę liczyć na swoich przyjaciół ale prawda jest taka, że to wiem.Bajka nie jest taka głupia jaką mogłaby się wydawać. - Tatusiu, proszę cię nie rób więcej tak mamusi.
- O czym ty mówisz?
- Mamusia ciągle płacze po nocach i mówi,że pewnie jej nie kochasz. A ty ją kochasz prawda?
Violetta
Jak już skończyłam moje śledztwo poszłam do swojego pokoju. Kiedy uchyliłam ostatnie słowo małej. A potem wypowiedź Leona "Pewnie, że ją kocham. Jest dla mnie bardzo ważna. Od kiedy ją zobaczyłem wiedziałem, że to ta jedyna" Wiedziałam, że kogoś już ma na oku jaką ją byłam głupia. Zamiast się zastanowić trzasnełam drzwiami i zaczęłam biec. Ktoś mnie gonił ale teraz mam to gdzieś. ^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^ Nareszcie napisałam ten rozdział. Wiem krótki ale wena mnie opuszcza. Nie wiem kiedy następny rozdział bo piszę na tel. A jak wam się podobał ten? A i szukam chętniej do prowadzenia że mną wspólnie bloga zgłaszać się pod postami. Besos

poniedziałek, 13 stycznia 2014

One shot ~Ważne, żeby był szczęśliwy...~

 Mija kolejny tydzień, od kiedy dostałam zaproszenie na ślub...Leona. Trochę zabolało jak dostałam kopertę, ale chcę tylko jego szczęścia. Niech będzie szczęśliwy, kocham go i tylko to dla mnie się liczy. Cleo na pewno da mu dużo szczęścia i miłości. Właśnie miłości muszę mu powiedzieć... ale to będzie takie trudne. Jutro jego ślub a ja mu powiem, że za niecałe dwa tygodnie  będzie tatusiem bliźniaków.
- Wstawaj, pobudka śpiochu. - dzwonił mój budzik.
No tak dzisiaj lecę do Meksyku na wieczór panieński.
- Violetta ruszaj swoje zakończenie pleców, za raz śniadanie. - krzyczał, stojąc w moich drzwiach Fede. Mój kochany brat, cieszy się jak głupi, że będzie wujkiem.
- Zaraz będę, a i chcę podwójną porcję!
- Odrazu może potrójną, za ciebie za dzidziusia number 1 i number 2.
- Śmieszne, hahaha. - opowiedziałam sarkastycznie.
Szybko się ubrałam, dopchałam kilka sukienek do walizki i zeszłam na śniadanie.
Włożyłam w siebie więcej niż za zwyczaj co nie zmienia faktu, że jak na 9 miesiąc to nie widać brzuszka. Na szczęście maluszki są zdrowe.
- Violetta, nie noś tej walizy!!! - wrzeszczał na mnie Fede, w tym momencie właśnie znosiłam swoją "Walizeczkę" .
- Oj przestań to najmniejsza walizka jaką mam.
- Ona jest większa od mojej a moja to gigant.
Uśmiechnęła się tylko wręczyłam mu 15 kg. Jak ją ledwo co uniósł i zrobił minę "Ile to waży, chyba cegieł tam naładowała!"
- Jedynie 15 kg i nie ma tak cegieł! - krzyknęłam jak przechodziłam przez próg.
- What? - powiedział zaszokowany bracholek.
Po tym jak Fede cały czerwony i zdyszany dotachał moją walizkę ruszyliśmy na lotnisko. Nie siedzieliśmy tam długo. Kiedy byliśmy już w samolocie, Fede zaczął prawić mi kazanie na temat ładowania zbędnych rzeczy na wyjazd. Rzecz jasna go nie słuchałam. Podróż minęła mi szybko. Kiedy już dojechałam do hotelu , w którym byli wszyscy goście z młodą parą włącznie byłam padnięta.
- No nareszcie jesteście. - powiedziała Fran.
Od razu mnie zaciągnęła do klubu. Wszystkie dziewczyny już tam były. Wieczór panieński był naprawdę fajny ale byłam mega zmęczona.
Kiedy wchodziłam do swojego pokoju zauważyłam Fede.
- A ty co nie na imprezie? - spytałam się.
- Jestem padnięty. A zresztą Leon nawawiał, więc stwierdziłem, że nie ma co się bawić bez niego.
- Ja też. To z Leonem to dziwne. A zresztą głowa mnke boli.
- Wiesz jakby co mój pokój jest obok. Wpadaj w nocy jak coś.
- Dobra, dzięki.
Umyłam się ubrałam w piżmamę i poszłam spać.
"Widze go stoi na ślubnym kobiercu. Uśmiecha się do mnie. Dlaczego to robi? Co ja mam na sobie suknie ślubną. Idę w jego kierunku . On ujmuję moją twarz w dłonie i całuje mnie. Nagle ona wyskakuje z nożem. Rzuca się na mój brzuch..."
- Nie, nie....- obudziłam się krzycząc. - To był tylko sen. Idę do Fede on mi pomoże.
Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Jakaś postać zbliżała się do mnie, nie rozpoznałam twarzy. Wiedziałam jedno, to był chłopak.
- Co się stało? - spytał nieznajomy swym ciepłymi pełnym miłości głosem.
- Kim jesteś?
- Teraz to nie ważne, co się stało? - był taki zatroskany.
- Przyśnił mi się koszmar.
- Jaki? - spytał, usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Był ten ślub...Leona. No ale zamiast Cleo ja byłam panną młodą. Wszystko było takie piękne, podeszłam do niego i on mnie...mnie... pocałował. Tak pięknie, ale nagle wyskoczyła ona... z no...no..nożem, Cleo. Rzuciłam mi się z nim na brzuch. Dlaczego ona chciała mnie aż tak zranić. Jak ona mogła rzucić się na mój brzuch, mój brzuch! - prawie krzyczałam płacząc jednocześnie.
- Chwila czegoś nie rozumiem. Dlaczego przjęłaś tym, że rzuciła się na brzuch a nie tym, że chciała cię zabić?
-No bo ja jestem w ciąży i...
- Z kim? - spytał tak jakby chciał, żebym powiedziała to co on chciał.
- No jest nim Leom. Nie chciałam mu mówić tuż przed ślubem. Jeszcze być coś sobie ubzdurał, że sobie nie poradzę. A ja dam radę.
- A no kiedy masz ten no wiesz termin?
- W sumie to za nie całe dwa tygodnie...
- WTF?! I nic mu nie powiedziałaś? - powiedział tak jakby były to jego dzieci.
- Chciałam ale nie miałam odwagi. Wszyscy mi mówili, że nie wyglądam jak w ciąży. Więc miałam pewność, że nie zauważy tego faktu jak mnie gdzieś zobaczy. - popłakałam się. Czułam się przy tym chłopaku taka bezpieczna, jakbym go znała całe życie.
- Nie płacz widać, że go kochasz. Gwarantuje ci, że on ciebie też.
- Ja chcę tylko jego szczęścia. - powiedziałam przez łzy.
- On twojego też... - powiedział i pocałował mnie. Dokaładnie tak samo jak Leon z mojego snu. Był taki czuły, delikatny...
- Idę. - powiedział kiedy przestał mnie całować.
- Nie prosze zostań... - wyszeptała na tyle głośno by mógł mnie usłyszeć. I jak by na potwierdzenie tego maluchy mnie kopnęły.
- Ałł.. - wyrwało mi się.
- Nie kop mamusi. - powiedział nachylając się nad brzuszkiem.
- Nie kopCIE. - poprawiłam go.
- ...cie..., to znaczy, że to są bliźniaki.
- Tak chłopczyk i dziewczynka.
- Będzie piękni jak mamusia. - powiedział, pocałował mnie w policzek i wyszedł. Teraz już naprawdę. Ułożyłam się do snu. Resztę nocy przespałam spokojnie śniąc o nocnym nieznajomym.
Kiedy rano wstałam wyglądałam jak 7 dziecko baby Jagi. Więc aby dłużej nie patrzeć naa moją "orginalną" fryzurę", uczesałam się umyłam, jeszcze raz uczesałam i ubrałam.
Kiedy ścieliłam łóżko do mojego pokoju wszedł Fede.
- Widze, że dobrze się spało.
- Nie dokońca całą noc ale tak.
- HMMMM... Co masz na myśli?
Oppowiedziałam mu o śnie, nocnym nie znajomym. I o tym, pocałunku. Jak już skończyłam był w szoku, wybiegł z pokoju. Widocznie musiał coś załatwić. Która to godzina? Zaraz, zaraz... o rety to już 12.00 . Muszę coś szybko zjeść i szykować się do ślubu.
Założyłam moją nową sukienkę. Jak Fede ją zobaczył uznał, że wyglądam jak piękna panna młoda  a nie jak piękna dziewczyna zaproszona na ślub ojca swoich dzieci. Kiedy ja i moja śliczna sukienka wyszłyśmy na światło dzienne nikt nie mógł oderwać od nas wzroku. Za 10 minut odbędzie się ceremonia.
- Hej. - powiedział dziwnie znajomy głos. Wiem ten głos miał nocny nieznajomy, podniosłam głowę i zobaczyłam Leona. Serce zaczęlo mi szybciej bić, nieświadomie powiedziałam tej nocy jemu czegoś o czym miał się jeszcze nie dowiedzieć.
- Ty, ty .... - zaczęłam się jąkać. - Nieważne.
- A właśnie, że ważne co chcesz powiedzieć?
- Już nic. - powiedziałam i usiadłam koło Fede w ławce. Cała ceremonia przebiegała zgodnie z planem, do momentu odpowiedzi Leona. W tym momenci kiedy Leon Otworzył usta od początku nie spokojny Fede wstał i krzyknął.
- Stary, zastanów się co robisz. Dobrze wiesz, że jej nie kochasz. Chesz być nieszczęśliwy przez całe życie? A wiesz, że jak będziesz nie szczęśliwy uczynisz kogoś tu znas obecnych bardziej nieszczęśliwym? Co tak się na mnie patrzysz wiesz o kim mówię. Zranisz ją! A jak ją zranisz to ja ciebie zranię tylko w inny sposób. A wy wszyscy dookoła co tacy dziwni? Leon nie udawaj głupka wiesz kogo zranisz jak to robisz ona wie, tak ona wie. Idiote udaje debil. VIOLETTA WIE, ŻE TO TY!
Po tych słowach nie wytrzymałam wybiegłam. Uciekałam, wiedziałam, że ktoś mnie goni ale mnie to nie obchodziło.
Nagle upadłam, ale boli. Ktoś do mnie podszedł. To Leon, Leon mnie gonił ale dlaczego?
- To ty ale dlaczego? - spytałam.
- Dlatego? - powiedział, dotknął mojego brzucha i mnie pocałował. Mój świat zawirował i z nim się zoriętowałam wszyscy się zbiegli. Nagle dostałam silnych skurzcz.
- Cholera, przecież jeszcze dwa tygodnie. - powiedział Leon. - Niech ktoś nam pomoże. Kobieta rodzi! Zróbcie coś!
- Leon spokojnie, dam radę. Doktor mówił, że oni mogą urodzić się przed terminem.
Nagle podszedł do mnie Diego chciał pomóc.
- Zostaw ją! - warknoł Leon.
Wzioł mnie na ręcę i zniósł mnie do samochodu.
- Zaraz będziemy w szpitalu. Wytrzymaj.
Skurcze był co raz częstsze i mocniejsze. Kiedy dojechaliśmy do szpitala, Leon był już cały czerwony. Od razu mnie wzieli na porodówkę. Rodziłam doś długo. Naszczęście wszystko poszło dobrze.
- Zobaczcie to wasz tatuś. - mówiłam jak Leon się na nami nachylił.
- Jak ich nazwałaś?
- Chłopiec to Franko a dziewczynka nie wiem nie mam pomysłu.
- Może Carmen?
- Ślicznie.
Mój świat był idealny miałam 2 wspaniałych dzieci, na razie tylko narzeczonego ale ślub będzie już nie długo. Taki przebieg zdarzeń nie wyśnił mi się nawet w naj piękniejszych snach.
 ~|~
Oto OS jak wam się podoba? Piszcie proszę. Następny rozdział jest tak w 30% gotowy. Komentujcie i bierzcie  udział w konkursie. Besos 

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Okazja dla was

Postanowiłam uchylić wam rąbka tajemnicy "Io". Możecie mnie zapytać o co chcecie, odpowiem prawie na wszystko. Sorki, że nie dodaje rozdziału  ale cierpię na poważną chorobę czyli .........
.......
......
........
........
.......
Brak weny.
A i poszukuję doświadczonej blogerki, która zostanie zs mną w jury w konkursie.(osoba zgłaszająca się musi podać link do swojego bloga i nie może brać udziału w konkursie. Czekam na zgłoszenia do konkursu i jury :) . Całuski

piątek, 3 stycznia 2014

Konkurs

Hej robie konkurs na najlepsze opowiadanie.
To są kryteria:
1. Napisać opowiadanie związane z Violettą.
2. Opowiadanie musi być o:
  • O Leonetcie
  • O Fedemile
  • O Marcesce 
3. Obowiązkowo ktoś w opowiadaniu musi: zginąć lub mieć poważny wypadek, postacie mogą ale nie muszą być dorosłe, reszta dowolna.
Prace przysyłajcie na adres: ania.blogger@tlen.pl
Powodzenia